Spotkamy się na placu Wilsona czy Łylsona? Mieszkamy na Wilanowie czy w Wilanowie? No i wreszcie… ile jest tych Pól Mokotowskich!? Przyglądamy się dziś warszawskim dylematom językowym.
Przyznam szczerze, że kiedy przeprowadziłam się do Warszawy ponad 5 lat temu sama często miałam pewne językowe wątpliwości. I niestety zasada „jest tak, jak mówi większość” tutaj się nie sprawdziła, bo na mieście mówi się różnie i da się słyszeć przeróżne wersje. Kto wprowadza ten zamęt? Wystarczy spojrzeć na komentarze pod artykułami dotyczącymi podobnych kwestii: jak zawsze wszystkiemu winni są przyjezdni, którzy „nie szanują tradycji”, również tych językowych! A może nie o poszanowanie tradycji tutaj chodzi tylko to, że język jako twór żywy zmienia się tak, jak zmienia się samo miasto?
Na Wilanowie czy w Wilanowie?
Zasady z pozoru są proste: w języku polskim „w” i „do” używa się najczęściej z nazwami miejscowości, zaś „na” z nazwami dzielnic. W praktyce niestety nie jest już tak prosto. Profesor Mirosław Bańko, autorytet w dziedzinie poprawności językowej z poradni PWN, tak wyjaśnia tę kwestię w kontekście Warszawy: „Prawdą jest, że nazwy dawnych podmiejskich miejscowości, łączące się z przyimkiem w, zaczynają wchodzić w związek z przyimkiem na, gdy miejscowości te przekształcą się w dzielnice miast.[…] Zgodnie z tą tendencję za jakiś czas pewnie będziemy pisać tylko „Mam dom na Wilanowie”. Na razie jednak dominuje konstrukcja z przyimkiem w, utrwalana w książkach i materiałach dla turystów, gdzie pisze się o pałacu w Wilanowie”*. I rzeczywiście wystarczy zajrzeć na oficjalną stronę Pałacu, gdzie czytamy: Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie. Wygląda na to, że zdecydowanie łatwiej i szybciej przeprowadzić zmiany administracyjne niż zmienić nawyki i tradycje językowe. Na to potrzeba czasu. Wilanów nie jest jednak jedyną dzielnicą, która należy do odstępstw od ustalonych reguł. Mówi się przecież „w Rembertowie”, „w Wawrze”, „w Ursusie”, „we Włochach” i „w Wesołej”. Co ciekawe, podobnie jest ze Śródmieściem – spotykamy się przecież „w Śródmieściu”, rzadziej „na Śródmieściu”:) Często mały przyimek, a tak wiele zmienia, co najlepiej widać na przykładzie Pragi – jadę na Pragę (warszawską) czy jadę do Pragi (czeskiej)?
Włochowianie nie Włosi
Jedną z ciekawszych nazw warszawskich dzielnic jest zdecydowanie nazwa Włochy, która na pierwszy rzut oka kojarzy się jednoznacznie. Nic bardziej mylnego: mieszkamy „we Włochach”, a nie Włoszech – choć może niektórzy włochowianie chętnie poszliby na taką zamianę, szczególnie na sezon zimowy;) Nazwy mieszkańców niektórych warszawskich dzielnic to zresztą też często nie taka oczywista sprawa, bo jak nazwać np. mieszkańców Wawra czy Miłosnej? Wątpliwości te rozwiewa Dorota Kostrzewa, doktorantka Instytutu Języka Polskiego na UW: „Nazwy mieszkańców np. Wawra, Miłosnej czy Wilanowa można utworzyć analogicznie do nazw włochowianin, mokotowianin i żoliborzanin. Do podstawy słowotwórczej wystarczy dodać – z uwzględnieniem alternacji – sufiks -anin/-anka, czyli: mieszkaniec/mieszkanka Wawra to wawrzanin/wawrzanka, Miłosnej – miłoszanin/miłoszanka, a Wilanowa (tak jak w przypadku Mokotowa) – wilanowianin/wilanowianka”.
Pole jest tylko jedno
Choć może dla większości to oczywista oczywistość, wyraźnie podkreślamy: Pole Mokotowskie jest tylko jedno! Przedzielone wprawdzie aleją Niepodległości – co może być powodem całego zamieszania – ale mimo to niezmiennie jedno. A nie raz słyszymy, że ktoś się spotyka „na polach mokotowskich”. W razie wątpliwości zawsze warto odnieść się do nazwy stacji metra, która nie pozostawia żadnych złudzeń. Podobnie jak pól mokotowskich nie ma w Warszawie również… ulicy WołoWskiej, choć niektórzy usilnie próbują to zmienić 😉
Łilson i Łoszington?
W opinii Rady Języka Polskiego z 2004 r. czytamy: „nazwa plac Wilsona jest tradycyjnie wymawiana z głoską [w’] (miękkie w) na początku od chwili nazwania tak tego obiektu topograficznego na warszawskim Żoliborzu w okresie międzywojennym. Wynika to z faktu, że nazwisko prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Thomasa Woodrowa Wilsona zostało przyswojone do polszczyzny w wymowie spolszczonej”. Jednak dziś – ponad 10 lat później – znacznie częściej można usłyszeć angielską wymowę nazwy żoliborskiego placu szczególnie wśród przedstawicieli młodszego pokolenia. Czy więc dziś możemy stanowczo powiedzieć, że tylko jedna forma jest poprawna? Dorota Kostrzewa tłumaczy: „Co do wymowy nazwy placu Wilsona dziś językoznawcy uznają oba funkcjonujące w uzusie sposoby – zarówno [plac wilsona], jak i [plac łilsona] są poprawne. Mówi się nawet – nieoficjalnie – że po tym rozróżnieniu można rozpoznać rdzennych warszawiaków od osób mieszkających w stolicy od niedawna. Ci pierwsi zgodnie z tradycją mówią [wilsona], pozostali, tak jak nakazuje wzorcowa wymowa, „łilsona”. Te dwie równoprawne wymowy dotyczą tylko tego jednego nazwiska. Każdy inny Wilson powinien być wymawiany [łilson]”. Nazwa ronda Waszyngtona – a nie Łoszingtona – z kolei nie pozostawia żadnych wątpliwości: spolszczona wersja (również w pisowni) jest już tak głęboko zakorzeniona, że nikomu nawet nie przychodzi do głowy mówić inaczej.
Wielka czy mała?
Ci bardziej dociekliwi zastanawiają się też, jak to jest z pisownią niektórych warszawskich ulic. Czemu piszemy aleja Waszyngtona małą, a Aleje Jerozolimskie wielką literą? Dorota Kostrzewa wyjaśnia: „O tym, dlaczego „aleja” w nazwie aleja Waszyngtona pisana jest małą literą, a „aleje” w Alejach Jerozolimskich, decyduje to, czy słowo „aleja” wchodzi do nazwy czy nie. „Aleja” w liczbie pojedynczej funkcjonuje jak wyraz pospolity, tak jak „ulica” czy „plac”. W przypadku „Alej Jerozolimskich” jest inaczej – oba słowa tworzą całą nazwę.”
Czy Moko jest spoko?
Nowym trendem jest też skracanie nazw dzielnic, co da się zauważyć szczególnie wśród przedstawicieli młodszego pokolenia, którzy bywają lub mieszkają „na Moko” czy „na Żoli”. Osobiście – choć też mieszkam na Moko – tej wersji używam jedynie z lekko prześmiewczą intonacją 😉
Miasto żyje, więc żyje i język miasta. A że Warszawa dynamicznym miastem jest, nie dziwi fakt, że dynamizm ten widać również w języku i nie zawsze wszystko tak łatwo wpisuje się w ustalone reguły.
* źródło: Poradnia Językowa PWN
Tekst i zdjęcie: Magda Liwosz
Tu trzeba uważać. Na przykład mógłbym pomieszkać trochę na Mokotowie, ale spędzić kilka lat w Mokotowie to bym znowu nie chciał 😉 .
A co ze Służewiem? Ja mówię „na Służewiu”, przyjezdni „na Służewie” co brzmi niby bardziej poprawnie. Ja traktuję to tak jak „Nowego Światu”, który odmienia się inaczej niż w polszczyźnie słowo „świat”.
Dobre pytanie. Otóż poprawnie jest właśnie „na Służewiu”, tak jak „na Gocławiu” czy „Wrocławiu”. Błąd bierze się z pomylenia paradygmatów odmiany twardej i miękkiej. Ci, którzy odmieniają „na Służewie” widzą pewnie analogię w odmianie Krakowa, ale „Kraków” ma inną budowę. Mylenie tych dwóch paradygmatów jest też powodem błędnej i częstej odmiany „w cudzysłowiu” zamiast „w cudzysłowie”.
Jedyna poprawna forma to „na SłużewiE”
Nigdy nie myślałam, że można mówić „na Służewie”, dodam, że jestem przyjezdna”
Kiedy kilka miesięcy temu przeprowadziłam się do Warszawy ( Wilanów ) miałam ogromny problem z przystosowaniem się. Pochodzę z małej lubelskiej wioski i ten cały wielki świat był dla mnie czymś trochę przerażającym 🙂 Pamiętam jak pierwszego dnia bałam się jechać na Śródmieście sama bo bałam się czy będę potrafiła sama wrócić do mieszkania 😀 Na pewno wielu z Was pomyśli sobie o mnie bardzo źle „wiejska dziewucha do miasta przyjechała” hmm no cóż – taka prawda 🙂 Obecnie już się przyzwyczaiłam żyć w dużym mieście i nawet nie boje się jeździć autobusami 🙂 Początkowo przeprowadzka była dla mnie ogromnym wyzwaniem i myślałam, że sobie nie poradzę. Miałam kilku znajomych, którzy obiecali mi pomóc na samym początku niestety jak się później okazało ( prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie ) już nie mieli dla mnie tyle czasu bo każdy praca, szkoła itd. Co chce przez to powiedzieć? 😛 może piszę trochę nie na temat ale Warszawa da się lubić i można sobie tutaj poradzić. Może zmotywowałam choć jedną osobę do wzięcia sprawy w swoje ręce.
Oj da się lubić, da. Zgadzamy się z Tobą, Asiu 🙂
DO Sródmieścia. Na Śródmieście to się jeździ kraść, nie turytycznie, czy na uczciwe zakupy.
Wszystko fajnie, tylko Miłosna – Miłosny, Jabłonna – Jabłonny 🙂 „Miłosnej” nie jest do końca dobrą odmianą, choć powszechną.
Nie zgodzę się też z twierdzeniem, że teraz częściej słychać „Łilsona” niż dziesięć lat temu. Mam wrażenie, że „Wilson” się bardziej spopularyzował wraz z otwarciem stacji metra (2005 r.) i zapowiedziami.
Ależ nie ma żadnego dylematu. Jest „w Wilanowie, Rembertowie, Włochach, Śródmieściu, Wawrze, Ursusie”, ale też „do Miłosny, Jabłonny, Wiązowny, Konstancina-Jeziorny”.
No i oczywiście na Mokotowie są Pola Mokotowskie. Od zawsze. Tak samo, jak na Żoliborzu i Marymoncie jest „Plac Wilsona” wymawiany twardo przez W. Też od zawsze. Różnica jest tylko taka, że żoliborską tradycyjną wymowę usankcjonowano przy nagrywaniu zapowiedzi w metrze, a mokotowskiej tradycji nie uszanowano nazywając stację metra.
Od kilku lat mieszkam na Wilanowie, ale wilanowska część rodziny mieszka w Wilanowie. Mimo wszystko mówię o Pałacu „w”, nie „na” Wilanowie.
Mówię Pole Mokotowskie, ale gdy mieszkałem w okolicy, skracało się do liczby mnogiej: Idę na Pole Mokotowskie, ale byłem dzisiaj na Polach. Słynny Lemingrad, czyli Miasteczko Wilanów z pewnością jest na Polach Wilanowskich. Wszyscy tu mówią w liczbie mnogiej.
Co do Śródmieścia, dla mnie wszystko jest tam „na”: spotkamy się na Śródmieściu, na Śródmieście jadę itp.
Mieszkańcy dzielnic. jak i samej Warszawy, to „acy”, bo to element warszawskiej gwary. Prof. Wieczorkiewcz pisał, że kiedyś rozmawiał z taksówkarzem, który stwierdził, że rodowici są warszawiacy, a przyjezdni to warszawianie. „Anin” to poprawna forma z literackiej polszczyzny.
No i kończąc te przydługie dywagacje. Przed wojną każda dzielnica miała charakterystyczne elementy gwarowe, w części miasta np. był Staszek, gdzie indziej „Stasiek”. Ten brak unormowania języka współczesnego Syreniego Grodu to tego pozostałość.