Macie czasem tak, że odkrywacie jakiegoś wykonawcę, słuchacie jego płyty i nie dowierzacie? Wasze zmysły nie ogarniają tego, co słyszą, bo jest to tak dobre? Najpierw uderza was warstwa muzyczna, podkłady, a potem, po pierwszym szoku, zaczynacie wsłuchiwać się w słowa i brakuje ich wam, by opisać, jak dobre jest to, co słyszycie?

A potem przez kolejnych kilka tygodni katujecie tę jedną płytę, rano, kiedy jedziecie do pracy, w pracy, jeśli jest chwila, w drodze: z pracy, na spotkanie ze znajomymi, na basen, na spacerze i czekacie tylko, żeby znów jej posłuchać. I wasza ekscytacja nie słabnie z każdym odsłuchaniem, o nieee,  jest wręcz odwrotnie, ona rośnie, bo każdy kolejny odsłuch odkrywa przed wami jakiś genialny bas, efekt albo grę słów. I z radością stwierdzacie, że jeszcze może was coś zachwycić, a radość jest tym większa, że to polski artysta, młody artysta, który skoro tak zaczyna, to co będzie dalej?

„Trójkąt warszawski jest najprościej rzecz ujmując fabularną rap płytą. Opowiada o trzech bohaterach krążących po mieście szukając się nawzajem, uciekając od siebie.” Czytamy na stronie projektu, za którym stoi młody artysta, ukrywający się pod ksywką Taco Hemingway.

Płytę można pobrać tu: http://tacohemingway.com/

Ok+éadka

(materiały prasowe Taco Hemingway)

Trójkąt warszawski znajdował się między Kamieniołomami, Bistro a Przekąskami Zakąskami. Drogę do domu zgubiła tam niejedna osoba. Między wódką a piwem, między dniem a nocą. Pewnie każdemu z nas kiedyś zdarzyło się zgubić w Warszawie i każdy z nas miał swój trójkąt, który wciągał jak ten bermudzki. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, ta płyta to dużo więcej niż zapis weekendowego, stołecznego melanżu.

Z Taco Hemingwayem, a właściwie Filipem Szcześniakiem spotykam się w kawiarni kina Muranów. Słowa kluczowe naszej rozmowy to: Warszawa, wpi…l, złamane serca, alkohol, PKF, Kamieniołomy.

Wsiadamy do taksówki i dokąd jedziemy? Dokąd młodych wozi się?

Ostatnio czuję się poza obiegiem. Nawet pisząc niektóre fragmenty tekstów, musiałem dopytywać się młodszego znajomego. Dokąd bym teraz pojechał? Dużo moich znajomych przesiaduje na Kredytowej. Tam jest w miarę miło, zwłaszcza w ciągu lata.

Kogo byśmy tam spotkali?

Młodzież, która zazwyczaj studiuje dziwne rzeczy, ludzi, którzy się nudzą. Ja skończyłem już studia, ale pamiętam na I i II roku, ten czar nowo odkrywanego miasta, kiedy zaczyna się mieszkać samemu. To są ludzie, którzy przesiadują tam z nudów, ale mam nadzieję dobrze się bawią i życzę im wszystkiego dobrego.

O czym się rozmawia?

Zależy obok kogo staniemy. W moim towarzystwie dużo się teraz gada o umowach o pracę, na które wszyscy polują. Na pewno rozmawia się o miłościach, o złamanych sercach. Panuje przeświadczenie, że na takich melanżach dużo się krzyczy o niczym, ale ja jestem innego zdania. Sądzę, że każda rozmowa jest istotna, nawet jeżeli jest o niczym, nawet jeżeli ma to być tylko zajęcie czasu sobie i innej osobie, to i tak jest to miłe.

A może jest tak, że po kilku głębszych te rozmowy są prawdziwsze?

Bardzo możliwe, ale pytanie, czy nie są czasem za prawdziwe? Po alkoholu i innych używkach zdarza się ludziom mówić rzeczy, których nie powiedzieliby na co dzień. W niedzielę rano to nie jest już to samo miasto, co w sobotę wieczorem.

Przyjmijmy, że jest sobota wieczór, co nam zaserwują w barze?

Model wszechobecny w całej Polsce to: 4 zł za alkohol i 8 zł za cokolwiek do jedzenia. Mnie się to strasznie szybko znudziło. Dziwny jest ten nawrót na rzeczy polskie, do potraw, których współczesne pokolenie nie zna, jak jedzenie w galarecie. W Przekąskach była świetna biała kiełbasa, ale niczego innego nie byłem tam w stanie zjeść. Warszawa to jednak przede wszystkim wyjście z lokalu i szukanie kebaba, to jest paskudny nawyk tego miasta.

A Plan B? To też paskudny nawyk tego miasta?

Plan B jest bardzo ważnym miejscem na mapie Warszawy. Mimo że jest zupełnie nieszczególne, nie ma tam nic ciekawego, oprócz gigantycznej palarni w środku. Sądzę, że jest kluczowym miejscem dla pewnej grupy ludzi w stolicy. Ja nie jestem jego fanem, źle się czuję na placu Zbawiciela, ten tłok, to co się czasem dzieje pod Planem, sprawia, że czuję się tam klaustrofobicznie.

A gdzie mieści się „Trójkąt warszawski”?

„Trójkąt warszawski” to jest pierwsza piosenka, którą napisałem na tę płytę. Jeszcze parę lat temu, jak działały: Bistro, Zakąski i Kamieniołomy. Z takiego wieczornego snucia się pamiętam właśnie chodzenie pomiędzy tymi trzema miejscami. Tam dużo się działo, każde z tych miejsc miało inny charakter. W Kamieniołomach nie piło się wódki, bo była droga, do Bistro chodziło się na sam koniec, napić się piwa. To było takie wieczne chodzenie w tym trójkącie, bo, a to był jakiś znajomy, którego trzeba było przyprowadzić, a to znów spotkało się kogoś, gdzieś w drodze. Można się było zagubić, jak w trójkącie bermudzkim.

10403069_781953275208214_1803741297384702798_n

Taco Hemingway (fot. Jonasz Tołopiło)

W Warszawie trzeba być atletą?

To takie odwołanie do wszelkich bójek i bitek, oczywiście poalkoholowych, w których zdarzało mi się być uczestnikiem, ale zazwyczaj w roli dostającego wpi…l niż go eksportującego. Ten tekst („w Warszawie trzeba być atletą to przede wszystkim” przyp. I.K.) pada w kontekście Subawaya na Świętokrzyskiej, które jest wyjątkowym skupiskiem wpi…lu. To jest niesamowite co tam się dzieje. Jest czynne 24 godziny na dobę, są tam ciepłe kanapki, masa mięsa, i to coś budzi w ludziach. To plus alkohol, plus Mazowiecka, która jest tuż obok, która skupia konkretną klientelę. Kiedyś tam dostaliśmy z kolegą okrutny wpi…l, naprawdę okrutny, w samym lokalu. Wpi…l jest symptomatyczny dla Warszawy, ale też ok, to się dzieje na całym świecie.

Warszawa jest smutnym miastem?

Myślę, że to ta Warszawa nocna, rano wszystko wraca do normy. To płyta jest o rozczarowaniu. Nie sądzę jednak, że Warszawa jest smutniejsza niż inne miasta. Ludzie lubią mówić, że w Warszawie ludzie się spieszą albo w Warszawie dzieje się to i tamto, ja nie sądzę, że to miasto się jakoś strasznie różni. Po prostu tego nie wiem, dlatego staram się takich sądów nie wydawać. Nie żyłem nigdy w Poznaniu, więc nie wiem czy jest różnica. Smutna Warszawa chyba nie jest, wieczorami bywa, ale to zależy w jakiej się jest sytuacji. Są przecież ludzie, którzy są zaj…e weseli również.

Masz swoje ulubione miejsca w Warszawie?

Powiśle i Wisła. Zwłaszcza jak można siedzieć na tych kamiennych schodach. Muranów, jest spokojny i to lubię. Bardzo lubię „Paranę”. Nie mam jednak chyba czegoś takiego, że oddycham jakimś miejscem. Wszędzie się czuję w miarę ok. Chyba łatwiej mi powiedzieć o miejscach, których nie lubię.

Jakich?

Męczy mnie Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, pewnie dlatego, że tam mieszkałem. Tam jest codziennie jakieś wydarzenie, jakieś maratony, turyści, to jest męczące. O!, ale bardzo lubię plac Konstytucji, tam nie ma nic do roboty, ale lubię tam po prostu stać i być. Choć strasznie wkurzają mnie te reklamy wielkoformatowe. Powiśle, w okolicach Szwoleżerów, też lubię, ale tam nie ma gdzie iść, kawę można wypić tylko ze stacji benzynowej.

No na Agrykoli jest „Źródełko”…

Tak, ale to nie to, tam zbiera się starsza, specyficzna klientela. To mnie boli w Polsce, jak się wraca z wakacji we Włoszech czy Hiszpanii, zawsze się mówi o tych wesołych staruszkach, którzy siedzą przed kawiarniami i piją podwójne espresso, cały dzień tam przesiadują. To jest bardzo miły widok, człowiek widzi wtedy swoją starość, ze znajomymi, przyjaciółmi, a w Polsce nie ma tego nawyku wychodzenia, to ma swoje powody oczywiście. O! dlatego strasznie lubię „Amatorską”, tam się spotykają starsze osoby. Ciekawa jest rewitalizacja barów mlecznych, miło by było, gdyby te wszystkie kawiarnie też dostały drugą młodość. Ale póki co ludzie są chyba zainteresowani tanim jedzeniem, a tanią kawą jeszcze nie.

Nostalgię czuć też na płycie. Skąd pochodzą przerywniki między utworami?

Wszystkie pochodzą z PKF. Bardzo dużo ich oglądam od paru lat. Staram się nie być zbyt nostalgiczny, bo to jest trucizna. Mój ulubiony fragment to ten, w którym wypowiada się Czesław Śliwa. To jest facet, który przed piosenką Trójkąt… mówi o lokalach. Udawał konsula austriackiego, jest jednym z najsłynniejszych peerelowskich oszustów. Zresztą na podstawie jego historii powstał film fabularny „Konsul”.

A kto odpowiadał za podkłady?

Mój przyjaciel, Maciej Ruszecki, który skończył prawo i mam zawsze wrażenie, że on to robi od niechcenia, ale też zawsze jestem zachwycony. Zrobił 4-5 piosenek, ale jest odpowiedzialny za warstwę muzyczną całości. Miksował wokale, dbał o warstwę dźwiękowa.

Będzie kolejna płyta?

Myślę, że tak. Ten projekt powstawał 3 lata.

To czuć, bo mówisz na płycie o miejscach, których już nie ma.

No właśnie pojawiały się zarzuty, że w jednym kawałku są Kamieniołomy i miejsca na Kredytowej. Założenie jest takie, że refreny są wspomnieniowe. Podmiot liryczny przypomina sobie stare lokale. Najbardziej mnie wkurzyło zamknięcie McDonalda na Świętokrzyskiej. Wspominałaś o tym tekście, że w Warszawie trzeba być atletą. Pierwotnie ten tekst brzmiał „dostać w pysk pod Makiem na Świętokrzyskiej, w Warszawie trzeba być bydlakiem to przede wszystkim”. Makiem-bydlakiem to się rymowało. A to jest tekst, o tym jak moi koledzy dostali straszny wpi…l pod McDonaldem, przy którym był taki dziwny klub, do którego się schodziło pod ziemię.

Underground…

Tak, tam się dziwni ludzie kręcili i tam moi koledzy dostali w mordę. Rozbiegli się po całym mieście i potem szukali się całą noc. McDonald został zamknięty a jako że to już była fabuła ze zwrotki, nie z refrenu, to musiałem mieć lokal, który istnieje. Całe szczęście ten Subway też mi pasował, bo tam też dostałem w mordę. Miasto, które się stale zmienia jest upierdliwe jeśli chodzi o pisanie.

A jaki jest temat płyty?

Złamane serca. Każdy w kimś. Ktoś w Tobie, Ty w kimś i tak się to kręci i kręci.

Każdy jest odrzucany.

Tak, każdy jest odrzucany i każdy odrzuca. Każdy importuje i eksportuje uczucia. Płyta jest o tym. Nie chciałem, żeby to była płyta o melanżu chociaż trochę tak wyszło.

Rozmawiała: Iza Kieszek

Taco Hemingway zagra koncert 24 kwietnia w klubokawiarni Towarzyska.