Ola Synowiec w podróży

 

Po powrocie każdy dzień  Warszawie jest przygodą – chyba nigdy nie wyciskałam jej aż tak do cna. O piątej rano ze znajomymi  pokazuję przypadkowym turystom jak się tańczy studniówkowego poloneza. Przez dziurę wchodzimy w tunele Fortów Bema i bawimy się w Indianę Jonesa – mówi podróżniczka Ola Synowiec.

Od autorki: Ta rozmowa jest owocem mojego odwiecznego zainteresowania tematyką podróży, emigracji i tęsknoty za miejscem, w którym kiedyś zapuściło się korzenie. Wielokrotnie przekonałam się, że banalne z pozoru pytania, na przykład: „Czy tęsknisz” i „Za czym tęsknisz”, prowadzą do bardzo ciekawych obserwacji.

O tęsknocie za Warszawą rozmawiałam z Olą Synowiec, podróżniczką, która potrafi zadomowić się w chyba każdym miejscu na świecie i wszędzie odnaleźć podobnych do siebie  ludzi z pasją. Ola jest autorką bloga Mexico Magico.

Dlaczego raz w roku na tak długo opuszczasz Warszawę?

Siedziałam kiedyś na balkonie przyjaciela, na dziesiątym piętrze bloku na Chmielnej, z widokiem na całe centrum Warszawy. I pomyślałam: „Hej ciekawe, czy istnieje coś więcej?”. To było trochę tak, gdy człowiek patrzy w gwiazdy i myśli sobie, czy jest życie na innych planetach. Warszawa była moim absolutnym centrum wszechświata, jej poświęcałam wszystkie swoje siły życiowe. Pracowałam dla warszawskiego serwisu internetowego, organizowałam Urodziny Pragi i inne wydarzenia kulturalne, prowadziłam warsztaty o Warszawie i pokazywałam ją obcokrajowcom. W wolnych chwilach zgłębiałam jej historię i uczyłam siebie oraz innych warszawskiej gwary. Nie wyobrażałam sobie siebie w innym miejscu. Dlatego ta krótka balkonowa myśl była jak olśnienie, jak odkrycie innej planety.

Swoje miejsce znalazłaś w Meksyku.

W Meksyku mam teraz drugie życie, moje drugie centrum wszechświata, taki mały świat, o którym nikt z moich warszawskich znajomych nie wie.

Te wyjazdy odświeżają mój związek z Warszawą. To jak z żoną, którą widuje się raz na jakiś czas, jak z żoną, za którą można w końcu zatęsknić. Takie rozstania sprawiają, że zakochujesz się na nowo, że doceniasz to, co was łączy, że zdajesz sobie sprawę, jak bliskimi uczyniły was te wszystkie lata, które razem spędziliście. Takie rozstania dodają relacji pieprzu. Komplementujesz ją, zabiegasz o jej względy, starasz się każdy dzień razem uczynić czymś szczególnym.

Teraz każdy dzień w Warszawie jest przygodą, chyba nigdy nie wyciskałam jej aż tak do cna. Czuję się, jakbyśmy przez cały czas były na pierwszej randce. I robimy te wszystkie pierwszorandkowe głupotki . Pijemy wódkę przy 30-stopniowym mrozie wyobrażając sobie, że jest 30, ale na plusie. O piątej rano pokazujemy przypadkowym turystom jak się tańczy studniówkowego poloneza, i jest nas chyba ponad 10 par. Przez dziurę wchodzimy w tunele Fortów Bema i bawimy się w Indianę Jonesa.

Podróże pozwoliły mi spojrzeć na Warszawę z pewnego dystansu i czasem bawię się tutaj w turystę. Wcześniej poruszałam się po swoich, znanych ścieżkach, a teraz z dziką radością odkrywam nowe rejony – Włochy, Bemowo, Wolę, miejsca, które zawsze były „tak daleko”. Wcześniej miałam też swoje stare towarzystwo, znajomych z liceum, ze studiów, z Pragi i nie wyobrażałam sobie, że będę mogła stworzyć jakieś nowe relacje. Podróże nauczyły mnie pewnej otwartości – teraz chętniej poznaję nowych ludzi i zaprzyjaźniam się z nimi. Warszawa jest pełna pięknych ludzi z pasją, ludzi, „którym się chce”.

Ola Synowiec

Co takiego ma w sobie Meksyk, że wracasz za każdym razem właśnie tam?

Jestem w trakcie „doustalania” tego. Jest coś w powietrzu – takie uczucie, że wszystko jest możliwe. Jest coś w ludziach – uczę się od nich pogody ducha i uśmiechu. Meksykanie mówią, że mam meksykański temperament, może coś w tym jest. Na pewno mam już tam przyjaciół, swoje ukochane miejsca , swój sklep z tortillami i panią, od której kupuję brokuły, oraz inne głupotki dnia codziennego. Teraz już wracam tam w kategorii domu.

Teraz znów jesteś w podróży.

Jestem teraz w Stambule. Odwiedzam zaprzyjaźniony francuski zespół rockabilly, który poznałam w Meksyku. Są tu dwa tygodnie w trasie koncertowej. Wynajmują całą piękną kamienicę niedaleko Taksimu. Właśnie odwiedzili mnie znajomi, którzy podróżują stopem przez pół roku przez Bliski Wschód. Zboczyli z trasy, żeby się ze mną spotkać. Pijemy kawę po turecku, jemy hummus, rozmawiamy po hiszpańsku, a Mary mnie rysuje.

Jak w skrócie opisałabyś Warszawę swoim meksykańskim znajomym?

Często ją opisuję.  Porównuję Pragę, gdzie mieszkam w Warszawie, do meksykańskiego Tepito. Tepito ma opinię najniebezpieczniej okolicy w mieście Meksyk, ale to także miejsce z bardzo specyficznym savoir-vivrem, wysokim poczuciem własnej godności, specyficzną gwarą, kulturą, sposobem ubierania. Teraz znajdują tu swoje miejsce także artyści i alternatywne galerie sztuki. Gdy ktoś mnie pyta, skąd jestem – mówię, że z takiego polskiego Tepito.

Jak myślisz, co w Warszawie mogłoby spodobać się Twoim znajomym? A co mogłoby ich zdziwić?

Opowiadam im dużo o naszej niezwykłej plaży. To coś niespotykanego – dzika plaża w środku europejskiej stolicy, gdzie możesz zrobić ognisko, zobaczyć wydrę, dzika, sarnę. Opowiadam im o formacie żywieniowym barów z wódką i zakąską. Mają coś podobnego w Meksyku w postaci mezcalerii, podobne odrodzenie knajp w starym stylu, tyle że bez tak staroświeckiego sznytu jak u nas. Opowiadam o Wielkiej Paradzie Studentów i Juwenaliach. Opowiadam o koncertach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wszystkie te opowieści sprawiają, że ich oczy powiększają się i mówią, że muszą odwiedzić Warszawę. Podobają im się także proste rzeczy, takie jak rozkłady jazdy komunikacji miejskiej, całodobowe sklepy z alkoholem i centralne ogrzewanie.

Za czym tęsknisz w Warszawie, kiedy Cię tu nie ma?

Za wszystkim! Za zimnym powietrzem, które rozwiewa moje włosy, gdy jadę nocą rowerem po moście Świętokrzyskim. Za długimi spacerami z Tymkiem po torach, za Bazyliką na Kawęczyńskiej. Za zimną wódką przy barze w Planie B o czwartej nad ranem. Za kebabem na Centralnym po marnej imprezie. Za stęchlizną wyciąganych z szaf futer w tramwaju podczas pierwszych podmuchów jesieni. Za przeglądem kup z całej zimy, kiedy zaczynają się marcowe pluchy.

Brakuje mi także rozumienia tego, co widzę. W Warszawie wszystko jest osadzone w kontekście. Rozumiem pociski po kulach na murach, rozumiem graffitti i stare szyldy w zakładach, gdzie reperują maszyny do szycia. Idę po ulicy i przypominają mi się setki rzeczy: piosenki, wiersze, książki, wydarzenia, które miały tu miejsce 20, 50 i 100 lat temu. Z tyloma miejscami wiążą mnie też tutaj wspomnienia. Dużo kosztuje mnie, żeby zacząć rozumieć w ten sposób Meksyk, ale to także fascynująca przygoda.

A za czym nie tęsknisz i cieszysz się, że tego nie ma w Meksyku?

To nie tak, że za czymś nie tęsknię, ale są takie rzeczy, których brakuje mi po powrocie z Meksyku do Warszawy. Przede wszystkim uśmiechu i tego, że jak ktoś wygląda sympatycznie to w Meksyku się mówi mu „cześć” i zaczyna się rozmowę. Kolorów – kolory w Meksyku są wszędzie. No i tego, że w Polsce tak mało mężczyzn tańczy, a jeśli już ktoś poprosi cię do tańca, to oznaczać to może wiele rzeczy, ale rzadko – poproszenie do tańca. W Meksyku tańczą wszyscy i tańczą dla tańca. Staram się traktować Warszawę i Polskę jako inny, konstytutywny byt i brać ją bez zastrzeżeń, w całości, z bezwarunkową miłością.

Warszawskie miejsca, do których masz największy sentyment, to…

Praga! To takie moje ukochane miasteczko, gdzie mam swoje życie i swoje szczęście. Ploteczki u ukochanej sąsiadki Tamarki w rosyjskiej restauracji Skamiejka, flaczki na Bazarze Różyckiego i późnonocne rozmowy przy barze w To Się Wytnie. Czasem lubię „pojechać do Warszawy” i zobaczyć, co jest teraz w modzie po drugiej stronie Wisły.

Gdzie kierujesz swoje pierwsze kroki po powrocie do Warszawy?

Ostatnio pojechałam prosto na Pragę. Metrem! Strasznie dziwne uczucie.

Miałaś kiedyś taki moment, kiedy na drugim końcu świata pomyślałaś: „O, zupełnie jak w Warszawie”?

Gdzieś o czwartej nad ranem, przy barze, gdzie nagle nawiązała się kilkugodzinna rozmowa między zupełnie przypadkowymi i różnymi osobami – poczułam się zupełnie jak w Przekąskach Zakąskach. Staram się rozgraniczać te dwa światy, ale czasem się nie da, bo światy są dwa, ale ja tylko jedna.

Co widzisz ze swojego okna na Warszawę?

Z mojego okna na Warszawę widzę studnię kamienicy na Szmulkach, ze wszystkimi jej sprawami i sąsiadem z jego prywatną rozgłośnią radiową. Gdy tylko robi się ciepło, wystawia głośniki na parapet i puszcza wszystkie najnowsze przeboje muzyki disco polo. Trochę wypadam z muzycznego z obiegu, jak mnie nie ma na Pradze. A z mojego okna w Meksyku widziałam księżyc i niebo pełne gwiazd, bo miałam okno w dachu. Było tam cicho i spokojnie, tylko czasem w środku nocy rozkrzyczał się jakiś kogut.

Zdjęcia: archiwum Oli Synowiec.