Salon optyczny z warszawską duszą

Salon optyczny z warszawską duszą

Salon optyczny z warszawską duszą

Przy ul. Koszykowej 34/50 mieści się salon optyczny, który, prócz pełnienia swojej podstawowej funkcji, może też być atrakcją dla miłośników Warszawy.

Optyk w tym miejscu działa nieprzerwanie od 1952 roku. W lokalu zwraca uwagę duży obraz, umieszczony w specjalnie zaprojektowanej, oświetlonej niszy, przedstawiający Warszawę z przełomu wieków XVIII i XIX. Twórcą obrazu, jak i też projektu całego wnętrza lokalu, był Stanisław Miedza Tomaszewski, nieżyjący już grafik, plastyk i projektant wnętrz, osoba o bardzo ciekawym życiorysie.

Stanisław Miedza Tomaszewski "Perspektywa Krakowskiego Przedmieścia"
Otóż w czasie wojny pracował on w Departamencie Informacji, gdzie miał dostęp do fotografii dokumentujących niemieckie zbrodnie w Polsce. Tomaszewski w ukryciu kopiował te zdjęcia, a potem wysłał je zakonspirowanym kanałem do Londynu. Jako materiał dowodowy posłużyły potem one w procesach nazistów w Norymberdze.

W 1941 roku został aresztowany i umieszczony na Pawiaku, gdzie poddano go torturom. Chciał popełnić samobójstwo, ale uratowały go konspiracyjne władze – najpierw celowo zarażono go tyfusem, potem, gdy już był w szpitalu, upozorowano atak wyrostka, a na sali operacyjnej podmieniono go na ciało zmarłego wcześniej pacjenta. W mieście ukazały się nekrologi, odbył się fikcyjny pogrzeb. Tomaszewski do końca wojny działał z ukrycia, tworząc m.in. propagandowe znaczki pocztowe, plakaty i podrabiane banknoty.

Po wojnie wykładał na Akademii Sztuk Pięknych, zmarł w 2000 roku, pochowany jest na Powązkach. Warto dodać, że Tomaszewski miał brata – Jerzego – słynnego fotografa, dokumentalisty powstania warszawskiego. A jakby tego było mało, Stanisław był też wujkiem… braci Kaczyńskich. Podobno to on namówił ich do wzięcia udziału w castingu do filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”.

Na wspomnianym obrazie z salonu przy ul. Koszykowej na pierwszym planie znajduje się grupa mieszczan, których łączy to, że każdy ma na nosie… okulary. Całość uzupełnia wykaligrafowany w rogu krótki wiersz Franciszka Kowalskiego, również poświęcony okularom.

Stanisław Miedza Tomaszewski "Perspektywa Krakowskiego Przedmieścia"
Stanisław Miedza Tomaszewski "Perspektywa Krakowskiego Przedmieścia"
Stanisław Miedza Tomaszewski "Perspektywa Krakowskiego Przedmieścia"
Bardzo nam się spodobało to dekoracyjne nawiązanie do funkcji usługowej lokalu, utrzymane w warszawskim duchu. Zatem – jeśli macie potrzebę kupna okularów czy zbadania wzroku – polecamy Wam to miejsce 🙂

Tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga

Wydawnicze perełki Muzeum Warszawy

Wydawnicze perełki Muzeum Warszawy

Wydawnicze perełki Muzeum Warszawy

Z dużą przyjemnością zapoznaliśmy się z dwoma nowościamy wydawniczymi od Muzeum Warszawy. Prócz niewątpliwej wartości merytorycznej oba wydawnictwa charakteryzują się piękną oprawą graficzną. O ile więc poniższe tytuły nie wylądowały pod Waszymi choinkami, warto zapoznać się z nimi teraz.

Legendy warszawskie. Antologia

Wydane niedawno przez Muzeum Warszawy „Legendy Warszawskie – Antologia” to obowiązkowa lektura dla zainteresowanych Warszawą. Bardzo prawdopodobne jest, że znajdziecie tu legendę, o której nigdy nie słyszeliście – dla mnie nowością były między innymi: „Dawny Kirkut, ulica Krakowskie Przedmieście” czy „Pustelnia Trzech Krzyży”.  Albo inną wersję znanej legendy – w Antologii jest aż sześć wersji legendy o Złotej Kaczce!

Bardzo cenne jest to, że legendy pisane były w różnym czasie i przez różnych autorów, również przez osoby będące „warszawskimi legendami”, jak Artur Opmann.

Wydawnictwo jest przyjaźnie zaprojektowane – legendy podzielono według rejonów, których dotyczą: Rynku Nowego Miasta, Łazienek Królewskich, itd. Bardzo podoba mi się, że przed każdą częścią znajduje się krótki historyczny opis miejsca. Do Antologii dodano też czytelną mapkę. Nie sposób też nie wspomnieć o przepięknej szacie graficznej, opracowanej przez Wojciecha Pawlińskiego.

Legendy przeznaczone są dla dorosłych, ale rodzice chcący poczytać je dzieciom, dzięki graficznemu oznaczeniu każdej opowieści, będą wiedzieli, czy jest odpowiednia dla malucha.

Cena 59 zł, do kupienia tutaj.

Plan Warszawy 1912

Ryszard Żelichowski, Paweł E. Weszpiński, William Heerlein Lindley. Plan Warszawy 1912. Plan niwelacyjny miasta Warszawy. Zdjęcie pod kierunkiem Głównego Inżyniera W.H. Lindleya to zestaw zawierający trzy plany Warszawy będące syntezą lindleyowskich planów miasta z lat 1883–1915: oryginalny, z naniesioną współczesną siatką ulic oraz z najważniejszymi obiektamii. Do każdego z planów dołączona jest broszura z opisem, a całość uzupełnia książka, w której znajdziemy wiele ciekawych informacji dotyczących historii powstawania warszawskiej infrastruktury wodnej i kanalizacyjnej.

Zwraca uwagę piękna szata graficzna wydawnictwa, opracowana przez Annę Piwowar.

Cena 59 zł, do kupienia tutaj.

Tekst Agnieszka Zuzga (Warszawska Fabryka Spacerów), zdjęcia Jarek Zuzga

Tramwajowa historia pod asfaltem

Tramwajowa historia pod asfaltem

Tramwajowa historia pod asfaltem

Krótko, bo niespełna 20 lat, tramwaje pokonywały ostry zakręt z ulicy Nowolipie w Żelazną, koło szpitala św. Zofii. Łącznik między Gęsią, wzdłuż Smoczej i Nowolipia do Żelaznej wybudowano w 1923 roku, a zamknięto w 1942. Nigdy potem nie wrócono do tej nitki. 
Ale do dziś, pod asfaltem, na wysokości szpitala, widać zarys zakrętu, a co jakiś czas pojawiają się i oryginalne tory. Mają prawie sto lat, a co ciekawe – ich rozstaw jest „oryginalny”, tzn. rosyjski – szerszy od współczesnych o 90 mm.
To pewnie też kolejny zabytek techniki, który po cichu zniknie przy następnym remoncie, jak wcześniej tory z Krakowskiego Przedmieścia czy ulicy Żelaznej. Warto zatem przejść się i zobaczyć na własne oczy, zwłaszcza, że teraz dobrze go widać.
Archiwalne zdjęcie pokazuje wspomniany zakręt z Nowolipia w Żelazną przed wojną (fot. Archiwum Państwowe w Warszawie).
ul. Żelazna, widoczne tory tramwajowe na wysokości szpitala św. Zofii, fot. Jarek Zuzga
ul. Żelazna, róg Nowolipia, widoczny zakręt torów tramwajowe na wysokości szpitala św. Zofii, fot. Jarek Zuzga
ul. Żelazna, róg Nowolipia, widoczny szyny tramwajowe na wysokości szpitala św. Zofii, fot. Jarek Zuzga
Zakręt tramwajowy na skrzyżowaniu Żelaznej i Nowolipia przed wojną, fot. Archiwum Państwowe w Warszawie
10 warszawskich blogów, które nas inspirują

10 warszawskich blogów, które nas inspirują

10 warszawskich blogów, które nas inspirują

Blogów o Warszawie jest bardzo dużo, i ciągle powstają nowe. Ale – jak zauważyliśmy przez 5 lat naszego istnienia – sporo z nich pojawia się i szybko znika. A szkoda, bo często są to ciekawe projekty. My z zainteresowaniem przyglądamy się temu fragmentowi internetu, i mamy swoje ulubione – głównie fotoblogi. Poniżej publikujemy listę dziesięcu z nich, które nas inspirują i do których chętnie wracamy. Jeśli ich nie znacie, to poznajcie – warto! 

PS.  Uwzględniliśmy tylko prywatne blogi, prowadzone przez pasjonatów Warszawy (czyli nie braliśmy pod uwagę komercyjnych mediów). Kolejność losowa.

1. Duchy Warszawy

Blog oraz profil na Facebooku – dobrej jakości, intrygujące i tajemnicze zdjęcia z różnych zakamarków miasta. Autorka prowadzi też fotospacery po Warszawie. Lubimy za klimat.

 

2. Syreni Gród

Minimalistyczny fotoblog ze zdjęciami pokazującymi wycinki Warszawy. Funkcjonuje również na facebookuflickrze.

3. Pańska Skórka

Autorki i autorzy blogaprofilu na facebooku swoje wpisy klasyfikują wg kategorii #elegancko i #frajersko. Ciekawa zawartość, dające do myślenia opinie.

4. Penetratorzy

Blog ze zdjęciami (i ciekawymi komentarzami) przedstawiającymi najbardziej ukryte i niedostępne zakamarki miasta. Kanały, dachy, opuszczone miejsca, czyli jednym słowem „urbex”.

5. Warszawskie klatki i schody

Profil na Facebooku prezentujący właśnie to, co w tytule: warszawskie klatki schodowe. Dużo bardzo ciekawych zdjęć.

6. Warszawskie Mozaiki

Blogprofil na facebooku – często aktualizowany fotoblog, dużo ciekawych zdjęć zawsze opatrzonych warsawianistycznym komentarzem.

7. Warszavka i Lavinka

Autorka tego bloga ma talent do zauważania ciekawostek, które na co dzień nie rzucają się w oczy, często też odwiedza trudno dostępne miejsca.

8. Warszawskie Posadzki

Profil na facebooku pokazujący ceramiczne posadzki z warszawskich klatek schodowych, lokali usługowych i mieszkań. Szacunek za konsekwencje w działaniu!

9. Warszawska Identyfikacja

Twórcy tego tematycznego bloga zajmują się lokalizowaniem miejsc uwiecznionych na starych zdjęciach Warszawy. Dzięki nim dużo zagadkowych fotografii zostało poprawnie opisanych. Warto zajrzeć też na ich profil na facebooku.

10. Ulicami Warszawy

Bardzo ciekawy blogprofil na facebooku, zdjęcia opatrzone dłuższymi komentarzami z nutką sentymentu.

Odnaleziona dokumentacja muranowskiej fabryki

Odnaleziona dokumentacja muranowskiej fabryki

Odnaleziona dokumentacja muranowskiej fabryki

Wiadomo, że Warszawa to miasto nieodkryte. Wojenna zawierucha sprawiła, że ciągle coś nowego odkrywa się przy pracach ziemnych, w sprzątanych piwnicach czy opuszczonych ruinach. W takich właśnie okolicznościach udało nam się znaleźć dokumenty opatrzone pieczęcią z czasów carskich.

 

Odkrycia dokonaliśmy wspólnie z Pawłem Starewiczem z Ekierki7, mistrzem eksploracji różnych dziwnych miejsc w Warszawie. Pewnego wieczoru podczas wycieczki po jednej z historycznych dzielnic, znaleźliśmy teczkę z dokumentami pochodzącymi z XIX wieku, pisanymi jeszcze cyrylicą. Dokumenty dotyczą nieruchomości zlokalizowanej przy ulicy Wolność na warszawskim Muranowie, jest to akt notarialny działki o numerze 2500 b i c oraz dokładny plan architektoniczny fabryki, która stała w tym miejscu. Akt notarialny opatrzony jest carską pieczęcią.

Carska pieczęć z 1881 roku
Było to jakiś czas temu, ale przed pokazaniem znaleziska światu chcieliśmy zdobyć odrobinę wiedzy o miejscu, którego dotyczą dokumenty. Na działce, o której mowa, dziś oczywiście nie ma żadnej fabryki, stoi tu powojenny dom (ul. Wolność 2):
Dom przy ul. Wolność 2, położony w obrębie omawianej działki
Podwórko przy ul. Wolność 2
Na odnalezionych dokumentach są mapki sytuacyjne (gwoli wyjaśnienia: wówczas działka oznaczana była numerem 2500b/c lub Wolność 4, dziś na tym terenie stoi dom o adresie Wolność 2):
Plany sytuacyjne znajdujące się na dokumentach
A tak wygląda porównanie tego miejsca na planach i zdjęciach przed- i powojennych:
Działka na planie z początku XX wieku
Zdjęcie lotnicze z 1935 roku, na którym widać omawianą działkę
To samo miejsce na współczesnej mapie
I na współczesnym zdjęciu lotniczym
Przyjrzyjmy się bliżej aktowi notarialnemu. Tak wygląda w całości:

Akt notarialny, datowany na 1881 rok, wydany jest na nazwisko Adolf Rentel. Tu pojawia się pierwsza zagadka: kim on był? Prawdopodobnie mowa jest o rodzonym bracie słynnego Józefa Rentla, założyciela i wieloletniego dyrektora Fabryki Powozów „Rentel i Spółka”, zlokalizowanej przy Lesznie. Adolf był młodszym bratem Józefa, był mistrzem garbarskim i zmarł na początku XX wieku. Nie wiadomo, do czego wykorzystywał działkę przy ulicy Wolność, i czy to on wybudował na niej obiekty fabryczne, których opis mamy na odnalezionych dokumentach. Plany architektoniczne datowane są na 1912 rok i podpisane są nazwiskiem Gebel. Wyglądają tak:

Z tego, co udało się nam wyśledzić w archiwach, działka przy ul. Wolność została wystawiona na aukcję w 1909 roku. Sprzedawał ją człowiek o nazwisku Albert Neuman. Prawdopodobnie Rentel albo odsprzedał mu działkę, albo Neuman przejął ją za długi. W każdym razie aukcja zakończyła się sukcesem, bo dwa lata później Neuman sprzedał nieruchomość małżeństwu Józefowi i Julii Gebel (Goebel). Rok później pojawiają się nasze plany, które prawdopodobnie były załącznikiem do kolejnego aktu notarialnego.

Nowy właściciel, Józef Gebel, przede wszystkim uporządkował sprawy zadłużonej działki, sporządził plany i spłacił zadłużenie wobec miasta. Nie udało nam się dotrzeć do żadnych dokumentów potwierdzających, czy Gebel produkował coś w fabryczce. W 1920 roku małżeństwo sprzedaje działkę Fabryce Zabawek i Galanterii Drzewnej „Wiór”. Była to niewielka firma produkująca zabawki i inne przedmioty z drewna. Wszystko wskazuje na to, że „Wiór” rozwijał się, w 1922 roku zmienił nazwę na „Zakłady Przemysłu Drzewnego WIÓR Spółka Akcyjna”, udało się nam dotrzeć do akcji spółki:

Źródło: Internetowa Baza Akcji, http://gndm.pl/akcje
Źródło: Internetowa Baza Akcji, http://gndm.pl/akcje

Z archiwów wynika, że choć „Wiór” rozwijał się, miał spore kłopoty z płatnościami za użytkowanie wieczyste działki przy ul. Wolność. Zachowały się dokumenty potwierdzające prośby o obniżenie czynszu oraz wezwania do spłaty zadłużeń. 27 kwietnia 1927 roku warszawskie Towarzystwo Kredytowe, z powodu długów, wystawia działkę na ponowną aukcję. Sprzedaż jednak nie dochodzi do skutku, podobnie jak na kolejnej aukcji, w grudniu.

Pod koniec 1927 roku „Wiór” pisze do miasta wniosek o podsumownie całości zadłużenia, a w lutym 1928 spłaca dług. Wskazywałoby to, że firma staje na nogi, jednak dwa lata później walne zgromadzenie akcjonariuszy likwiduje spółkę – „Wiór” przechodzi do historii.

W tym samym roku działkę wraz z zabudowaniami kupuje Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, które urządza tam biuro oraz tzw. Patronat Towarzystwa (instytucję, która opiekowała się niewidomymi przy rodzinach).  Towarzystwo działa tam aż do 1940 roku, gdy działka zostaje włączona do getta. Co się działo potem – nie wiemy dokładnie. Na lotniczych zdjęciach z 1945 roku widać w tym miejscu tylko gruzy. Wyposażenie fabryki prawdopodobnie zostało wywiezione do Niemiec w czasie powstania warszawskiego – jak było w przypadku większości wolskich fabryk. Być może ta widoczna na planach maszyna napędowa (zasilana gazem) stoi dziś w którymś z niemieckich muzeów techniki – kto wie?

Zdjęcie lotnicze (Google Earth) pokazujące pustą działkę po fabryce w 1945 roku
Próbowaliśmy zorientować się, czy na działce pod numerem 2 znajdziemy jakiekolwiek ślady fabryczki. Minęło co prawda sporo czasu, ale główny budynek stał w miejscu, w którym dziś jest podwórko, zatem można było liczyć, że cośtam uda się odszukać. Mieliśmy szczęście, bo gdy przyszliśmy z aparatem, akurat trwały tam prace przy wymianie instalacji cieplnej i podwórko było częściowo rozkopane. Jak można było się spodziewać, w dołach było pełno starych cegieł, tych właśnie cegieł, z których zbudowana była główna hala produkcyjna „Wióra”. Widać też było fragmenty fundamentów i sporo przerdzewiałych zbrojeń:
Podwórko przy ul. Wolność 2 - gdzieś tutaj stała główna hala produkcyjna fabryki "Wiór"
Jeden z wykopów - widać liczne cegły - jedyną pozostałość po fabryce "Wiór"
Tylko to pozostało po fabryce "Wiór"
Oprócz tego trafiliśmy na różne betonowe wylewki (fundamenty?), które mogą, choć nie muszą, być śladami po „Wiórze”:
Betonowe fundamenty na podwórku przy ul. Wolność 2
Betonowe wylewki (ślad po kanale?) na podwórku przy ul. Wolność 2
Betonowe fundamenty na podwórku przy ul. Wolność 2

Mając do dyspozycji tak dokładne plany architektoniczne fabryki z ulicy Wolność, postanowiliśmy spróbować odtworzyć jej wygląd w wirtualnej rzeczywistości. Dzięki pracy Michała Chęcińskiego (wielkie podziękowania!), specjalisty od grafiki 3D, udało się „odbudować” fabrykę. Zobaczcie, jak to wszystko wyglądało:

Budynek administracyjno-mieszkalny, widziany od strony ulicy Wolność / rys. Michał Chęciński
Główna hala fabryczna / rys. Michał Chęciński
Tak wyglądały zabudowania fabryki / rys. Michał Chęciński
Tak wyglądały zabudowania fabryki / rys. Michał Chęciński
Tak wygląda budynek fabryczny na tle dzisiejszej kamienicy przy Wolność 2 / rys. Michał Chęciński
Wnętrze hali fabrycznej / rys. Michał Chęciński
Budynek fabryczny z bliska / rys. Michał Chęciński

Pytanie, które na koniec sobie zadajemy, brzmi: co dalej z odnalezionymi dokumentami? Nie czujemy się kompetentni, żeby je sobie zatrzymać, zrobiliśmy w miarę dokładną dokumentcję, a same plany wymagają dobrego zabezpieczenia i konserwacji. Może będzie nimi zainteresowana jakaś muranowska instytucja? Albo Referat Gabarytów, Muzeum Warszawy? Chętnie przekażemy je w dobre ręce. Fajnie byłoby, gdyby zostały gdzieś wyeksponowane, żeby każdy warszawiak mógł je obejrzeć z bliska. Jesteśmy otwarci na propozycje.

Tekst: Jarek Zuzga, zdjęcia współczesne: Jarek Zuzga
Renderingi 3D: Michał Chęciński
Wiekie podziękowania za pomoc dla Michała Chęcińskiego, Pawła Starewicza i Grześka Włodarczyka

Suplement:

19 grudnia 2016 r. przekazaliśmy odnalezione dokumenty Archiwum Państwowemu w Warszawie.

ZDM broni pracowników przed agresją. Komentarze: dobrze im tak

ZDM broni pracowników przed agresją. Komentarze: dobrze im tak

ZDM broni pracowników przed agresją. Komentarze: dobrze im tak

W ciągu ostatnich trzech lat pracownicy Zarządu Dróg Miejskich zgłosili 62 przypadki agresji ze strony kontrolowanych przez nich kierowców. To sporo, a pewnie jest ich więcej, bo nie wszystkie są zgłaszane. ZDM rozpoczął właśnie kampanię społeczną „Kontroluj się”, w ramach której powstał film mający pokazać zjawisko i uzmysłowić agresorom, że swoim zachowaniem krzywdzą innych. 

Profesjonalnie zrealizowany klip (w rolę kontrolerów wcielili się aktorzy, ale głos jest autentyczny – należy do pokrzywdzonych pracowników ZDM) wywołał w mediach społecznościowych falę komentarzy. Wynikają z nich dwie rzeczy: przede wszystkim dużo osób myli kontrolerów ZDM z innymi pracownikami służb miejskich. Najczęściej z kontrolerami ZTM (czyli tymi, którzy sprawdzają bilety za przejazd komunikacją miejską) lub ze Strażą Miejską. Gwoli wyjaśnienia: kontrolerzy ZDMu zajmują się wyłącznie sprawdzaniem opłat za parkowanie samochodów w Strefie Płatnego Parkowania, i różnią się od innych m.in. tym, że nie są funkcjonariuszami publicznymi, czyli ewentualna agresja wobec nich nie jest surowiej karana, jak jest np. w przypadku policjanta czy strażnika miejskiego. Być może dlatego niektórzy kierowcy czują się bezkarni – uderzenie w twarz, celowe potrącenie, oplucie – to przykłady agresji, z którymi spotykają się kontrolerzy.

Druga rzecz, która wynika z komentarzy umieszczanych pod filmem, jest dużo smutniejsza. Otóż naprawdę sporo osób uważa, że agresja jest uzasadniona, a kontrolerzy sami są sobie winni. I nie wstydzą się pisać o tym na publicznym profilu, podpisując się imieniem i nazwiskiem. Ciężko w ogóle podejmować dyskusję wobec takich poglądów. Nie czujemy się, jako Okno na Warszawę, jakimiś moralizatorami, obrońcami przyzwoitości czy innymi etykami, ale czytając niektóre komentarze, robi się nam po prostu smutno. Co się z nami, do cholery, dzieje, że nie widzimy nic złego w opluciu człowieka, który wykonuje, zgodnie z prawem, swoją pracę? Jeśli prawo nam się nie podoba, pokażmy to w następnych wyborach, a nie agresywnym zachowaniem na ulicy.

Poniżej kilka przykładowych wypowiedzi wziętych z facebookowego profilu ZDM:

Kontroluj się - kampania społeczna ZDM
Apelujemy: agresja rodzi kolejną agresję. To nie pusty slogan. Okażmy sobie odrobinę szacunku na co dzień, a będzie się w tym mieście lepiej żyło.