Ballada o wolskim murze – opowiadanie
Ballada o wolskim murze – opowiadanie
Nasze podwórko dzielił mur. Tamta część była większa, za to u nas rosło drzewo, okazały kasztanowiec. Dzięki niemu łatwo było wspiąć się na murek, żeby z góry popatrzeć na świat albo podejrzeć, co się dzieje u sąsiadów. Po drzewie wchodził też na górę nasz podwórkowy kocur, diabelsko czarny, z nadszarpniętym uchem, wołaliśmy go Czort. Przesiadywał tam całymi dniami, spoglądając na nas z wyższością.
Gdy graliśmy w piłkę, na murek wspinał się z trudem gruby Antoś, i stamtąd jednocześnie sędziował i komentował spotkanie. Nasz stróż, pan Edzio, na wyraźną prośbę rodziców, zabraniał nam wchodzić na mur. “Jeszcze raz złapię, to nogi z d.. powyrywam!” – krzyczał, a echo niosło się po ostatnie piętro kamienicy. Miał trochę racji, wszyscy pamiętali historię nieszczęsnego Władzia spod trójki, który popisując się przed Halinką, biegał wzdłuż muru po jego zwieńczeniu, dopóki nie spadł i nie rozbił sobie głowy. Potem trzy tygodnie z domu nie wychodził. Oczywiście ta historia nie powstrzymała nas przed dalszymi zabawami na murze, co powodowało kolejne kontuzje, choć na ogół już nie tak groźne.
Największą atrakcją i zarazem wyzwaniem było przejść na drugie podwórko, tak, żeby nie zauważył tego ani nasz, ani tamtejszy stróż (który krzyczał równie głośno). A potem wrócić ulicą, przez otwarte za dnia bramy, uciekając spod czujnych oczu sklepikarzy, którzy stojąc w drzwiach swoich przybytków pilnowali, żebyśmy im po drodze czegoś z kramu nie zwędzili.
Miał też mur swoje sekrety. Kiedyś wykruszyła się zaprawa przy jednej z cegieł, czemu pomógł nieco nożyk wspomnianego już Władzia (mieć własny nożyk w tamtych czasach to było coś). I jak się ta zaprawa wykruszyła, to i cegłę szło wyjąc, co też uczyniliśmy. Potem młotkiem i dłutem podkradzionym z komórki pana Edzia tak ją ukruszyliśmy, że zostało tylko lico, którym zasłanialiśmy wyrwę w murze. Tym samym zyskaliśmy skrytkę, o której dorośli nic nie wiedzieli. Chowaliśmy w niej różne skarby, np. kolorowe etykietki od butelek po piwie, albo liściki, w których informowaliśmy się nawzajem o datach naszych potajemnych spotkań w piwnicy. Raz jak szedłem z ojcem na wyrwanie zęba, zostawiłem tam kolegom list pożegnalny, byłem bowiem pewny, że żywy już nie wrócę.
Zimą zwieńczenie muru przykrywało się grubą śnieżną kołdrą. Kocur Czort przenosił się wtedy do piwnicy, do kotłowni, gdzie miał stary fotel, na którym wylegiwał się w oczekiwaniu cieplejszych dni. Czasem rzucaliśmy na ślepo śnieżkami na to drugie podwórko, co kończyło się różnie – albo tamtejsze dzieci podejmowały walkę, albo ktoś dorosły się wściekał, rzucając w naszą stronę bynajmniej nie śnieg, lecz przekleństwa. Dzieciaki z sąsiedztwa też lubiły bawić się przy (albo na) murze, choć nie mieli u siebie drzewa i było im trudniej wejść na szczyt.
Lubiliśmy nasz mur. Był dla nas jak plac zabaw, albo jak stary dobry kumpel. Był azylem, który nas chronił i absorbował jednocześnie. Dzielił podwórko, ale nas integrował. Inspirował. Wymyśliliśmy przy nim (pod nim, na nim) mnóstwo zabaw. Wchłaniał nasz pot, łzy, a nierzadko nawet i krew.
A potem wybuchła wojna, i wszystko się zmieniło. Rzadziej bawiliśmy się przy murku, rodzice nie puszczali nas tak często na dwór bez opieki. Któregoś dnia pod murem stanął wóz konny, a jacyś mężczyźni zaczęli znosić do niego meble z mieszkania naszego kolegi Arona. On sam siedział smutny na szczycie sterty toreb, walizek i mebli, i poinformował nas, że wyprowadzają się całą rodziną do innej dzielnicy. Tylko na jakiś czas, i potem mają wrócić. Ale nie wrócili. Po latach dowiedziałem się, że pojechali do getta, a potem zagazowano ich wszystkich w oświęcimskim obozie.
Gdy wybuchło powstanie, jak większość mieszkańców naszej kamienicy schowaliśmy się w piwnicy i stamtąd nasłuchiwaliśmy eksplozji “krów” – ciężkich pocisków, którymi Niemcy ostrzeliwali Warszawę. Było zimno, ciemno, wilgotno i nie mieliśmy za bardzo co jeść. Baliśmy się. Od czasu do czasu ktoś wychodził na zewnątrz po wodę i jedzenie. Zawsze był strach, czy wróci. Piwnica była częścią powstańczego szlaku, w ścianie wykuto przejście z sąsiedniego domu, żołnierze rozebrali też fragment naszego muru. Nie wiem, jak długo siedzieliśmy w ciemnościach, chyba kilka dni, ale w końcu wyszliśmy z piwnicy. W naszym domu płonęło poddasze, dużo gorzej wyglądała sąsiednia kamienica, której frontowa oficyna legła całkowicie w gruzach. Po podwórzu kręcili się, coś wykrzykując, niemieccy żołnierze. Podbiegłem ukradkiem do muru, do naszej skrytki, w której nadal leżały białe błyszczące kamyczki, przywiezione onegdaj przez Halinkę z wycieczki nad morze. Chwyciłem je w garść i upchnąłem głęboko w kieszeń. Jeden z nich mam do dziś.
Niemcy ustawili nas pod murem (naszym murem!), po czym wyprowadzili na ulicę i – w końcu, po długim marszu – trafiliśmy gdzieś za miasto. Po drodze dołączały kolejne grupy z wypalonych sąsiednich kamienic i podwórek. Pamiętam, że na nasz widok jakiś niemiecki oficer krzyknął coś, czego wtedy nie zrozumiałem, ale mama wytłumaczyła mi później, że zdziwiony zawołał: “to tyle was jeszcze ocalało w tych gruzach?”.
Opuściliśmy Warszawę, nasze kochane miasto. Przez jakiś czas mieszaliśmy w szopie u dalekich krewnych mamy, gdzieś w okolicy Milanówka, ale mama w końcu powiedziała, że czas wracać.
I wróciliśmy. Naszego miasta, naszej okolicy, nie można było już rozpoznać. Wokół było pełno gruzu, dymu i lejów po bombach. Nasz dom wprawdzie stał, ale samotnie, przylegające do niego z obu stron kamienice już nie istniały. Ocalał za to mur, choć był jakiś taki inny, obcy, groźny. A może to my byliśmy już inni? Pamiętam, że stała pod nim para butów, równo, obok siebie, jakby ktoś za chwilę miał po nią wrócić.
Potem, stopniowo, wracali niektórzy lokatorzy kamienicy. Pojawili się też jacyś nowi, zajęli m.in, mieszkanie po rodzinie Arona. Kot Czort przepadł, nigdy już potem go nie widziałem.
Dziś, poza mną, nie żyje już nikt, kto dzieciństwo spędził przy podwórkowym murze koło kamienicy na warszawskiej Woli. Tylko ja mogę o nim opowiedzieć, ale czy kogoś to obchodzi? To tylko trochę cegieł, które dziś niczemu nie służą, a nawet przeszkadzają, bo – jak słyszałem – grożą zawaleniem. Dziurę po powstańczym szlaku zamurowano i chyba tylko ja jeden wiem, jaką pełniła funkcję. Mur sczerniał, zarósł bluszczem, i faktycznie sporo się przechylił. Nie mogę sobie przypomnieć, w którym miejscu była nasza skrytka, być może ją też zaszpachlowano. Nie ma też naszego kasztanowca, częściowo spalony w powstaniu konał powoli przez kilka lat, aż został ostatecznie wycięty. Kamienicy z sąsiedniego podwórka nie odbudowano, jest tam teraz dziki parking, a dalej stoją bloki. No i nie ma dzieci, to znaczy nie bawią się przy murze, jak żeśmy to kiedyś czynili. Pewnie mają ciekawsze zajęcia.
Nowe legendy miejskie z Warszawy
Nowe legendy miejskie z Warszawy
Nakładem wydawnictwa Muzeum Warszawy ukazała się niedawno wyjątkowa książka – „Rzeczy dzieją się w Warszawie. Nowe legendy miejskie”. To zbiór historii o naszym mieście, jego mieszkańcach, przedmiotach i miejscach. W książce znalazły się opowieści niezwykle intrygujące, tajemnicze i trochę zakręcone. W jednej z legend znajdziemy odpowiedź na pytanie, dlaczego słynne Elizeum księcia Kazimierza Poniatowskiego od lat nie może doczekać się remontu i otwarcia dla publiczności. W kolejnej, o gwieździe światowego formatu, która oszołomiona urokiem Warszawy postanowiła dla naszego miasta porzucić sławę oraz bogactwo i spędzać czas na stołecznych… nie chcemy dalej zdradzać, przeczytajcie sami :). W legendach znajdziecie też historię warszawskiego superbohatera broniącego słabszych – Ninji z Grochowa. Przeczytacie piękną legendę o życiu zwykłych warszawiaków: o pędzie młodych i wolniejszym życiu starszych. I choć ta historia umiejscowiona jest współcześnie, to Warszawa posiada w niej gwarne jak przed wojną Nalewki i ulicę Gęsią z ich żydowskimi mieszkańcami.
Moją ulubioną historią jest mroczna opowieść o magicznym zegarze Gugenamusa. To lektura obowiązkowa dla miłośników starych chronomierzy – przeczytajcie, a unikniecie śmiertelnej pułapki.
Jeśli chcecie uprzyjemnić sobie ten trudny pandemiczny czas, koniecznie sięgnijcie po „Rzeczy dzieją się w Warszawie. Nowe legendy miejskie”. Dodatkowo niech zachęcą Was nazwiska autorów: Błażej Brzostek, Wojciech Kuczok, Maciej Łubieński, Agata Passent, Monika Powalisz i Michał Walczak.
To must read dla wszystkich miłośników Warszawy.
Agnieszka Zuzga
W podziemiach Warszawy
W podziemiach Warszawy
Tajemnicze tunele, niedostępne lochy i ukryte w podziemiach skarby zawsze oddziaływały na wyobraźnię. Czy Warszawa jest pod tym względem interesującym miastem?
Święta i Mikołajki 2018 – 10 propozycji prezentów dla miłośników Warszawy
Święta i Mikołajki 2018 – 10 propozycji prezentów dla miłośników Warszawy
Tradycją już się stało, że co roku wybieramy dla Was dziesięć propozycji mikołajkowych i świątecznych prezentów o warszawskiej tematyce. Mamy nadzieję, że poniższe się Wam spodobają!
Przybornik Warszawa
Tekturowy przybornik na biurko inspirowany Warszawą, zilustruwany przez Joannę Rzezak. Ściany przybornika przedstawiają lewo- i prawobrzeżną stolicę, rysunki można własnoręcznie pokolorować.
Hellowawa, cena 39,9, do kupienia tutaj
Notes „Most na Wiśle i Pałac Kultury”
Notatnik formatu A4 z ilustracją Edwarda Dwurnika na okładkach. Nakład limitowany.
Desa Modern, cena 199 zł, do kupienia tutaj
Dane warszawskie
Książka o tym, jaka jest Warszawa i jej mieszkańcy, wykorzystująca narrację liczb, statystyk, wykresów i infografik. Dla tych, którzy chcą wiedzieć o mieście jak najwięcej.
Muzeum Warszawy, cena 65 zł, do kupienia tutaj
Warszawa Gutta
Monografia autorstwa Błażeja Pindora, poświęcona twórczości architekta Romualda Gutta, przedstawiciela modernizmu, projektanta wielu znanych warszawskich obiektów, m.in. gmachu GUS przy al. Niepodległości, budynku „Cepeleku” przy Koszykowej czy siedziby KSAP-u przy Wawelskiej. Dla miłośników szarej cegły pozycja obowiązkowa.
Fundacja Raster i Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, Warszawa 2018, do kupienia w księgarni galerii Raster, ul. Wspólna 63
Kalendarz warszawski
Kalendarz ścienny ze zdjęciami stolicy zrobionymi z drona. Piękne i niebanalne widoki miasta.
Drone in Warsaw, cena 69,99 zł (uwaga – dla czytelników Okna na Warszawę cena promocyjna 64,99 zł – z kodem ONW-5), do kupienia tutaj
Podstawki korkowe z kotami
Zestaw sześciu podstawek pod kubki z warszawskimi kotami. Dla miłośników czworonogów i stolicy jednocześnie.
Warsaw Slow Design cena 39 zł, do kupienia tutaj
Plakat BUDYNKI
Plakat przedstawiający zarys Warszawy z zaznaczonymi budynkami. Dla miłośników minimalistycznego designu. Do wyboru format 50×70 lub 70×100 cm.
Lokalny, cena 100 (125) zł, do kupienia tutaj
Koszulka „Warszawska Lala”
Bawełniana koszulka damska, dostępne rozmiary od XXS do L.
PLNY Lala, cena 109 zł, do kupienia tutaj
Skarpetki z warszawskim metrem
Co to za święta bez skarpetek pod choinką. Polecamy takie, dla miłośników kolejki podziemnej.
Trafxx, cena 21 zł, do kupienia tutaj
Głodni zielonej Warszawy
Książka-przewodnik, o tym co rośnie w stolicy i co z tego można bezpiecznie jeść. Okazuje się, że jest tego bardzo dużo!
Instytut Stefana Starzyńskiego, cena 75 zł, do kupienia tutaj
„Miastonauci” Tytusa Brzozowskiego – obrazkowa książka o niezwykłym mieście i jego mieszkańcach
„Miastonauci” Tytusa Brzozowskiego – obrazkowa książka o niezwykłym mieście i jego mieszkańcach
Tytus Brzozowski, artysta i architekt, znany z bajecznie kolorowych, magicznych warszawskich akwareli, tym razem przygotował propozycję specjalnie dla dzieci – wielkoformatową książkę obrazkową „Miastonauci”.
„Miastonauci” to picture book, składający się z kunsztownie wykonanych akwareli, opowiadający o architekturze, mieście i wzajemnych relacjach jego mieszkańców. Pejzaż tej magicznej krainy tworzą budynki i detale zaczerpnięte z architektury polskich miast, a przede wszystkim Warszawy. Bohaterowie tej kolorowej historii poruszają się po dachach charakterystycznych stołecznych kamienic, wśród tak znanych symboli jak Archikatedra Warszawska, czy Zamek Królewski. Miłośnicy Warszawy znajdą też mniej oczywiste elementy lokalnego pejzażu: wieżę kościoła Św. Anny, kaplicę kościoła Św. Zbawiciela czy wieżyce mostu Poniatowskiego.
Wśród znanych nam krajobrazów artysta ukrywa baśniowe niespodzianki, które można odszukać i policzyć: kostki do gry, domino czy zdobiące fasady kamienic charakterystyczne sylwetki space invaders.
W tym magicznym mieście gwarne życie toczy się na ażurowych mostkach, dachach i kominach, czy latających nad miastem zielonych wyspach. Bohaterowie „Miastonautów” podróżują, unosząc się na kolorowych parasolach, latając balonami czy zgrabnie przechodząc po cieniutkich linach rozwieszonych między budynkami. Dziesiątki małych historii i przygód bohaterów krzyżuje się i przeplata, a szczęśliwy finał możliwy jest, gdy bohaterowie pomagają sobie nawzajem.
„Miastonauci” to opowieść o architekturze i życiu w mieście, w którym duch współpracy i wzajemnej pomocy dominuje w miejskich relacjach. Książka uczy wrażliwości na otaczającą nas przestrzeń, dzięki „Miastonautom” możemy spojrzeć na Warszawę z nowej, magicznej perspektywy.
Oryginalne, wielkoformatowe akwarele ilustrujące książkę będzie można obejrzeć podczas spotkania promocyjnego w PROMie Kultury na Saskiej Kępie w dniu 1 czerwca 2017 roku o godzinie 18:00, wstęp wolny. Spotkanie będzie prawdziwym świętem miasta i miejskiego życia. W programie wiele niespodzianek zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, m.in.
- multimedialna opowieść o wątkach architektonicznych ukrytych w książce,
- wyjątkowe ciastka cukierni LUKULLUS,
- loteria – losowanie kopii fine art jednej z prac ilustrujących publikację,
- książki z autografem artysty w promocyjnej cenie,
- wspólna zabawa z ogromną kolorowanką, malowanie buziek w kolorach miastonautów i inne atrakcje dla najmłodszych.
Zostań miastonautą! http://miastonauci.pl/