utworzone przez Magda Liwosz | lut 22, 2015 | Ogólne, Stolik przy Oknie
Choć Cafe Spokojna już od pewnego czasu gości na kulinarnej mapie Warszawy, ja trafiłam tam całkiem niedawno. Mogłoby się wydawać, patrząc na lokalizację kawiarni, że to daleko od wszystkiego i nikt tam nie dotrze. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po przejściu dość ponurą ul. Spokojną od strony ul. Okopowej, przy wyjątkowo paskudnej deszczowo-błotnistej aurze, jaka panowała tego dnia, trafiłam do miejsca niemal po brzegi wypełnionego ludźmi. Miłe zaskoczenie atmosferą, a co z jedzeniem?
Wszyscy którzy mnie znają, wiedzą, że jestem ogromną miłośniczką serników i próbuję je wszędzie – nie mogło być i tu inaczej, kiedy w karcie zobaczyłam „sernik nowojorski”. Szybko nadeszło pierwsze małe rozczarowanie: chciałam zobaczyć, jak wygląda ciasto, niestety od kelnera dowiedziałam się, że takiej możliwości nie ma. No ale dobrze, rozentuzjazmowana postanowiłam brać tego kota w worku. Sernik, który dostałam na talerzu, szybko ostudził mój entuzjazm. Nie miało to nic wspólnego z sernikiem nowojorskim, który w założeniu ma być jedwabiście kremowy, delikatny, mocno wilgotny. Ja dostałam sporą porcję zbitego i twardego ciasta, w które trudno było wbić widelec. Całość ratowały zmiksowane truskawki. Gdybym miała możliwość zobaczyć ciasto wcześniej, udałoby się uniknąć tej przykrej niespodzianki, bo z pewnością wybrałabym z karty coś innego.
Na tym jednak koniec rozczarowań w Cafe Spokojna. Kawa była smaczna. Pizza dobra, na cienkim chrupiącym cieście, a świeżo wyciskany sok z marchwi bardzo intensywny – pyszny! Atmosfera przyjemna – łatwo dało się zapomnieć o ponurej pogodzie na zewnątrz. Warto też wspomnieć, że ceny są tam całkiem przyzwoite (herbata – 7 zł, kawa – od 5 do 12 zł, dania główne – do maks. 30 zł). Chętnie więc jeszcze wrócę na Spokojną, wymazując z pamięci sernikową wpadkę.
Cafe Spokojna, ul. Spokojna 15, godziny otwarcia: codziennie w godz. 12.00-22.00, strona internetowa: http://spokojna15.com, profil na Facebooku: https://www.facebook.com/spokojna15?fref=ts
Tekst i zdjęcia: Magda Liwosz
utworzone przez Jarek Zuzga | gru 30, 2014 | Stolik przy Oknie
Jest taka kawiarniano-restauracyjna, niepisana reguła, że im mniej pozycji w menu, tym smaczniejsze jedzenie. Czyli, że w gastronomii opłaca się wysoka specjalizacja. Przykładem lokalu, który zasadę tę stosuje, jest „Sklep z goframi” – małe, ale przytulne miejsce tuż obok Uniwersytetu.
Sklepik leży trochę na uboczu, ale bardzo blisko Traktu Królewskiego
Okazuje się, że gofry, którymi zajadamy się na każdych wakacjach nad morzem, są wielce monotonne – jasne ciasto plus słodki dodatek. Owszem, takie są w „Sklepie”, ale mamy tutaj też gofry na cieście ciemnym, razowym, oraz – co chyba najciekawsze – gofry o smaku wytrawnym, np. z wędzonym kurczakiem, łososiem i jogurtem, ziemniaczany z czosnkiem, a nawet z jajkiem sadzonym.
Wersja wytrawna – z łososiem
O ile się najemy obiadowo, i nie mamy dość, na deser warto wziąć gofra kakaowego z masłem orzechowym i z powidłami wiśniowymi, które skądinąd można osobno kupić w słoiczkach. Albo jabłkowo-cynamonowego.
Wersja deserowa, z masłem orzechowym i powidłami
Do picia mamy cały zestaw kaw, herbat, ale też mleko sojowe czy idealną na zimę rozgrzewającą herbatę.
Wnętrze jest małe, ale przytulne
W sklepie można kupić też świeże konfitury
Warto jeszcze podkreślić, że gofry są spore, tzn. dorosły człowiek jednym takim naprawdę może się najeść.
Mamy nadzieję, że narobiliśmy Wam smaku i do „Sklepu z goframi” wybierzecie się niebawem, polecamy 🙂
Sklep z goframi, ul. Bartoszewicza 9, facebook.com/sklepgofry, ceny od 12 do 16 zł, każdego gofra można zamówić w wersji bezglutenowej, godz. otwarcia 10.00-20.00.
Tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga
utworzone przez Jarek Zuzga | paź 14, 2014 | Stolik przy Oknie
Niedawno wyremontowana i świeżo oddana do użytku ulica Prosta to tak naprawdę jedna wielka zagadka. Bo nie wiadomo, w jakim to kierunku pójdzie – czy będzie to żywa ulica z kawiarniami, czy martwa z zamkniętymi w weekend biurami w szklanych domach. Dlatego cieszy, że są tu już dziś miejsca, gdzie można napić się dobrej kawy.
Kawiarnia noon/noon nie jest nowością przy Prostej, bo otworzyła się tuż przed jej zamknięciem w 2011 roku. Ale dopiero teraz, gdy ulicą jeżdżą tramwaje, autobusy, a tuż pod oknami puszczono ścieżkę rowerową, kawiarnię widać.
Choć budynek ma adres Pańska 98, noon/noon jest niewątpliwie kawiarnią przy Prostej. W tle widać zakłady Norblina, gdzie odbywa się cotygodniowy BioBazar
Kolorowe krzesełka i stoliki widać już z daleka. I to jest celowe zagranie, bo noom/noom to tak naprawdę kawiarnia połączona ze sklepem meblowym. Wszystkie stoliki, krzesełka, kanapy i lampy, które są w środku – można kupić. Ale można też tylko na nich usiąść i zjeść coś dobrego.
Na razie jednak skupiam się na jedzeniu, bo po wycieczce w Norblinie w żołądku gra muzyka. Ponieważ jestem kawoszem, jestem skłonny wybaczać niedociągnięcia w danich obiadowych, o ile kawa jest dobra. Ale na szczęście tutaj jest jedno i drugie w porządku. Sałatka kurczakowa, przygotowana na miejscu plus zupa pomidorowa to 22 zł. Chleb opiekany w dowolnej ilości – można się najeść. Sałatek jest spory wybór, są też kanapki na ciepło, tosty, grzanki, zestawy śniadaniowe. Kawa czarna duża – 8 zł. Ciut taniej niż w podobnych lokalach w Śródmieściu.
Miło się siedzi przy tych wielkich witrynach z widokiem na zmieniającą się ulicę. Na ścieżce rowerowej tłok. To chyba dobra wiadomość dla lokalu, bo rowerzyści zatrzymują się coś przekąsić. Przejeżdża trawmaj, dziesiątka – jak dawno jej tu nie było!
Obok częściowo opuszczone, słynne już w Warszawie kamienice Pańska 100 i 100a – co chwila ktoś z aparatem w ręku wychodzi z podwórka-studni. To miejsce ma coś magicznego w sobie. Boję się tylko, że kamienice te pójdą do rozbiórki.
Po sąsiedzku opuszczona kamienica przy Pańskiej 100a. Chętnie odwiedzana przez turystów i fotografów
Ucinam sobie miłą pogawędkę z właścicielką lokalu. Mówi, że wracają klienci, wraca życie na ulicy. Zachęca, żeby przyjść wieczorem – ponoć pięknie wygląda płonący, nieco futurystyczny kominek stojący na środku lokalu. Jest sporo gatunków piw, cydr, wino i mocniesze alkohole.
Noon/noon, ul. Pańska 98 (wejście od ul. Prostej), czynne: pon.-piątek: 9.00-19.00, sobota: 10.00-18.00 (lub do ostatniego klienta). Można płacić kartą. Strona internetowa: http://www.noonnoon.pl/, profil na facebooku: https://www.facebook.com/noonnoondesign/
Tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga
utworzone przez Jarek Zuzga | wrz 27, 2014 | Fotografia, Informacja, Recenzja, Stolik przy Oknie
RURKI NA WIATRAKU
Jako dziecko w każdą niedzielę po kościele wybieraliśmy się z rodzicami i bratem na rurkę z kremem, która w latach 80-tych była rarytasem. Pani Alina Przewłocka przejęła interes rodzinny i kręci rurki z najprawdziwszą bitą śmietaną według sekretnej receptury taty. Rurki goszczą na Rondzie Wiatraczna od 55 lat i znane są od pokoleń.
Po II wojnie światowej na Pradze Południe jej tata postanowił otworzyć cukiernię. Rurki to jedne z najlepszych słodkości jakie pamiętam z dzieciństwa.
Maszyna, w której są wyrabiane, pochodzi z 1948 roku. Rurki z kremem smakują nadal tak pysznie, jak wtedy, gdy miałam 5 lat. 🙂 Polecam wszystkim ten słodki smakołyk.
fot. Magdalena Palińska
utworzone przez Jarek Zuzga | wrz 2, 2014 | Ogólne, Stolik przy Oknie
Prawdę mówiąc, gdy w szklanym pawilonie przy świeżo wybudowanych blokach „19. Dzielnicy” pojawił się hamburgerowy bar o intrygującej nazwie „Bydło i Powidło”, zastanawiałem się, czy dotrą tutaj w ogóle jacyś klienci. Choć z ulicy Kolejowej do Centrum jest rzut beretem, to jednak spacerowiczów tu niewiele, okolica to raczej krajobraz po upadłym wolskim przemyśle plus trochę hurtowni w pokolejowych obiektach.
No i okazało się, że obawy miałem niesłusznie, bo ilekroć tam jestem, to klientów w środku (i na zewnątrz) – sporo. I raczej nie są to wyłącznie mieszkańcy nowego osiedla, choć pewnie stanowią tu silną grupę. Na efekt ten złożyło się kilka rzeczy: dobre menu, szybka obsługa, ale też fakt, że placyk wokół pawilonu jest w miarę sensownie wymyślony – mimo, że to teren typowo „deweloperski”, to jest tu trochę fajnej zieleni, sympatyczna fontanna (która w upały jest największą atrakcją dla dzieci), stojaki rowerowe, a przede wszystkim – w przeciwieństwie do większości nowych osiedli – nie postawiono tu żadnego ogrodzenia, więc plac stał się jakby publiczny, miejski. I dobrze.
Podstawą menu „Bydła i Powidła” to hamburgery i właściwie poza ten punkt nie zdarzyło mi się wyjść (nie licząc kawy oczywiście). Ale są tu też steki, sałatki, sandwiche i inne dania. Na hamburgery od jakiegoś czasu utrzymuje się moda, więc i konkurencja jest spora, a gusta klientów coraz bardziej wymagające. Tutaj śmiało można powiedzieć, że burgery są znakomite. Może nie są tak wielkie, jak np. w Warburgerze na Mokotowie, ale za to jemy na talerzu i nie w trybie „fast”. Do każdej kanapki jest sporo warzywnych dodatków, sosy – w rezultacie porcja robi się spora. Pieczywo jest gorące, chrupkie, świeże. Można domówić sobie korniszony. Osobiście polecam burgera z sosem grzybowym – to zdecydowanie mój faworyt.
A jeśli chodzi o powidła, bo w końcu są one w nazwie lokalu, to konfitury te używane są do produkcji niektórych sosów. Flagowym daniem jest „Powidlak” – burger z powidłem śliwkowym i orzechami, kosztuje 28 zł.
Wpadajcie zatem na Kolejową na obiad, a po jedzeniu polecamy spacer celem obejrzenia pobliskiej zabytkowej odlewni żelaza Władysława Ambrożewicza (z 1904 roku) i kawałek dalej – słynnych gazowych silosów przy Prądzyńskiego.
Bydło i Powidło, ul. Kolejowa 47, czynne 12.00-22.00 (w niedzielę 13.00-21.00), można płacić kartą, profil na fb
tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga
utworzone przez Jarek Zuzga | sie 7, 2014 | Stolik przy Oknie
Jak powszechnie wiadomo, Włochy słyną z dobrej kawy. Oczywiście mowa o kraju z południa Europy, ale okazuje się, że nasze warszawskie Włochy też mają szansę dołączyć do grona regionów przyjaznych kofeinistom. To dzięki kawiarni „Co nieco Cafe”, która niedawno otworzyła swoje podwoje w tym przedwojennym mieście-ogrodzie.
Mieści się w ciągu przedwojennych kamieniczek przy ul. Chrościckiego 15, tuż obok Parku Kombatantów, 5 minut drogi od stacji PKP. Przy okazji – gdybyście się tu wybierali, sugerujemy właśnie koleją, choć Włochy są również dobrze skomunikowane autobusami. Ale pociągiem przyjemniej – SKM-ka jedzie tu z Centrum ok. 13 minut. Klimat okolicy jakby przedwojenny. Eleganckie wille, ozdobne fasady, ogrody – trudno o przyjemniejsze miejsce na kawiarnię.
Co nieco Cafe założyły przyjaciółki realizując swoje życiowe marzenie i jednocześnie – wykazując się odwagą i konsekwencją. Bo kłopotów było sporo – trzeba było zostawić swoją dotychczasową pracę, zapożyczyć się, zainwestować maksimum czasu i energii. Lokal, w którym wcześniej działał lumpeks, wymagał remontu generalnego i dostosowania do surowych wymogów gastronomii. Ale udało się i „Co nieco” działa już pełną parą. Powoli zyskuje opinię lokalnego centrum spotkań, miejsca realizacji inicjatyw społecznych, sali zabaw dla dzieci. Taki kawiarniany dom kultury.
Wnętrze kawiarni nieduże, ale gustowne, proste, minimalistyczne. Nad stolikami wiszą rysunki przedwojennych Włoch, przedstawiają m.in. fasadę kamienicy, w której jesteśmy. Żeliwny kaloryfer, odnaleziony tu w czasie remonu, przerobiony na ozdobny stolik – pomysłowe. Na ścianie ciekawy detal – reprodukcja napisu z dworca PKP i… tory kolejowe, takie zabawkowe.
Z głównej sali wychodzi się do ogrodu (w końcu jesteśmy w mieście-ogrodzie). Nie jest to typowy ogródek kawiarniany. Bardziej taki tajemniczy, trochę dziki, z umieszczoną centralnie studnią i hamakiem rozciągniętym między owocowymi drzewami. Miło się tu siedzi, cisza, zapach śliwek i agrestu, jak na wakacjach w dzieciństwie. Wieczorami musi wyglądać bajkowo – bo sporo tu różnych lampek i świeczników.
Podstawą kawiarni jest oczywiście kawa. Jeśli gdzieś istnieje mityczna kraina, w której gorąca kawa tryska wprost z rozgrzanego południowym słońcem stoku skalistej góry, to właśnie stamtąd „Co nieco” sprowadziło sobie ekspres i mieszankę kawy. Mówiąc językiem znawców – jest to melanż arabiki i robusty, w proporcjach znanych tylko dziewczynom prowadzącym kawiarnię. Grunt, że jest bardzo dobra, i co istotne – w cenie znacznie bardziej akceptowalnej, niż w większości śródmiejskich sieciówek.
Ale kawa to nie wszystko. Jest tu też robione na miejscu i podawane z fantazją jedzenie, zupy, kisze, hummus, sałatki, i świeżo upieczone ciasta. Na upał bardzo smaczne lemoniady. Niedługo będzie też alkohol – głównie wino, bo do tych posiłków będzie najlepiej pasować.
Mimo, że jest bardzo gorący dzień i chyba tylko perspektywa kąpieli w pobliskim jeziorze jest w stanie zmusić mieszkańców do wyjścia z domu, w „Co nieco” pełno gości. Głównie młodzi, trochę małżeństw z małymi dzieciakami, rodzinna atmosfera. Ale nagle wchodzi starszy pan – na jego widok obsługa biegnie od razu z powitaniem. Ten pan walczył w Powstaniu – mówią mi – przyjechał tu specjalnie do nas. Te stare zdjęcia na ścianach są właśnie od niego.
My akurat kończymy kawę, więc żegnamy się i wychodzimy. W parku koncert muzyki cygańskiej – posłuchamy w drodze na dworzec.
Co nieco cafe, ul. Chrościckiego 15, czynne 10.00-20.00 (poniedziałek 12.00-20.00), profil na Facebooku: http://tinyurl.com/conieco
Tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga