Dziś zapraszamy Was do Rozmów przy Oknie z Karoliną Szymaniak z Centrum Kultury Jidysz Fundacji Shalom, nauczycielką języka jidysz, tłumaczką, autorką książek,  redaktorą kwartalnika Cwiszn, a Wam znaną również z uczestnictwa w 1. edycji Okna na Warszawę.

Fot. Tomasz Żurek

Warszawa to miasto… w którym się urodziłam.

W Warszawie lubię… małe miejskie zaskoczenia. To nakładanie się planów i przestrzeni – gdzie we współczesnym mieście łypie zza winkla jakiś inny wymiar czasowy. Czasem wystarczy spojrzeć w górę, złapać kątem oka jakiś gzyms, detal. Spięcia znaczeń. Warszawskie powidoki. Ale w tym tkwi też wielki ból mieszkania tutaj. To bycie nieustannie w jakiejś dwuprzestrzeni. Im bardziej patrzysz, tym więcej widzisz pustki (zionie taka absurdalna do dziś w samym centrum, choćby koło Dworca Centralnego) albo widzisz, jak się tamtą Warszawę wraz z jej historią, żydowską historią, zamiata pod dywan, chowa, przykrywa. I to tę właśnie Warszawę próbuję jakoś oddać dzisiejszemu miastu.

W Warszawie nie lubię… chaosu w planowaniu miejskim i prowincjonalnego rozumienia metropolitalności. Knajp, gdzie ciągną wielkie tłumy. I tego, że tak niewygodnie tu jeździć na rowerze. I że okropnie tu drogo. I że trudno się spotkać przypadkiem.

Prawdziwy warszawiak to… ktoś taki, kto robi coś dla miasta, nie zostaje obojętnym, dyskutuje, pyta, podważa. Zmienia, współtworzy nowe sytuacje i przestrzenie, wspólnoty. Na mikro- lub makroskalę. W ogródku pod domem, na podwórku, ulicy albo na Placu Defilad. Wgryza się mocno w tkankę miasta i działa na dwie ręce: historyczną i współczesną.

Moje ulubione miejsce w Warszawie… są miejsca sentymentalne – Glinki, planty na Opaczewskiej (czy w Warszawie mówimy „planty”?), Lelechowska, Białobrzeska. Są i bardziej banalne: ulice Kozia i Traugutta. Tyły Nowego Światu – takie miasto od podszewki. I wreszcie moje okolice: kolonie Staszica i Lubeckiego. Ulica Drobiazg. Droga z placu Narutowicza Filtrową na plac Politechniki. Filtry Cafe. Modernistyczna architektura zaplątana w miejski bałagan, schowana trochę, jak na Słupeckiej, Andrzejowskiej czy Kaliskiej. Dworzec Ochota. Bramy. I parki.

Jeśli nie Warszawa, to… Kraków. I tak na razie jest. Ciekawy ten transfer międzymiastowy – szefowa zaprzyjaźnionej Stacji Muranów, Beata Chomątowska, przeniosła się w drugą stronę z Krakowa do Warszawy. I to tworzy to dobrą, międzymiastową energię. A jak nie Kraków, to Paryż.  I, miejmy nadzieję, że i  tak będzie. Choćby na dłuższą chwilę.

***

Przy okazji rozmowy zapraszamy Was do wzięcia udziału w grze miejskiej, prowadzonej przez Centrum Kultury Jidysz, śladami ulic żydowskiej Warszawy: