Naszym gościem w Rozmowach przy Oknie jest Beata Chomątowska – dziennikarka, założycielka Stowarzyszenia Inicjatyw Społeczno-Kulturalnych Stacja Muranów i autorka książki pod tym samym tytułem. Krakowianka (z pochodzenia), zameldowana na Muranowie, gdzie trafiła świadomie, a nawet z premedytacją.

DSC_3393_4188(2)(1)fot. Marianna Sowińska

Warszawa to miasto… w którym zamieszkałam z wyboru. Nieoczywiste, inne niż te wszystkie stolice z turystycznych pocztówek, które łatwo polubić od pierwszego wejrzenia, ale wszystkie są w jakiś sposób do siebie podobne. Trudne, wymagające od przybysza wysiłku i wymuszające pokorę, ale sowicie rewanżujące się za ów wysiłek.

 W Warszawie lubię przestrzeń. Poczucie, że ma się tutaj więcej powietrza.  Energię, która sprawia, że to miasto nieustannie się zmienia. Otwartość, pozwalającą każdemu w tych zmianach uczestniczyć i zacząć tu wszystko od zera. Możliwość  zniknięcia w anonimowym tłumie – która bywa iluzoryczna, ale na pewno jest większa niż w Krakowie. Architekturę modernistyczną i architekturę przełomu lat 40. i 50. Transport miejski, zwłaszcza metro i warszawskie tramwaje – choć od pewnego czasu poruszam się po Warszawie głównie rowerem albo piechotą, co bardzo polecam, bo wtedy odbiera się to miasto w zupełnie inny sposób.

W Warszawie nie lubię… – atmosfery wyścigu szczurów, nieustannego biegu z obłędem w oczach i czysto użytkowego podejścia do tego miasta, jakie spotyka się często wśród pracowników rozmaitych korporacji, którzy przyjeżdżają tutaj głównie zarobić pieniądze, zaś w weekend pierwszym pociągiem wracają do siebie, nie próbując w zamian poznać ani polubić stolicy, które przecież całkiem sporo im oferuje. Te zjawiska, kojarzące się z atmosferą polskiego kapitalizmu na dorobku z początku lat 90., zasadniczo odpowiadają sterotypowym wyobrażeniom krakowian o Warszawie. Na szczęście są tylko częściowo prawdziwe. Równie dobrze można tu mieszkać i obracać się w zupełnie innych kręgach, mając styczność ze wspomnianą grupą jedynie wówczas, gdy o poranku zabłąkamy się w rejon stacji metra Wierzbno. W Warszawie nie lubię też udawania, które nieodłącznie wiąże się z opisywanym trybem życia – i nie chodzi mi tylko o udawanie, że jest się prawdziwym mieszkańcem stolicy, czyli kimś lepszym, co wiąże się raczej z epatowaniem statusem materialnym, niż intelektem – lecz i fałszywki napotykane w przestrzeni miejskiej. Dlatego nie przepadam np. za Nowym Światem, placem Trzech Krzyży, ulicą Żurawią, bo mam wrażenie, że wszystkie te miejsca udają coś, czym już nie są albo jeszcze być nie mogą – albo przedwojenną Warszawę, albo metropolię europejską. Tymczasem Śródmieście Północne niczego nie udaje, jest takie, jakie jest – surrealistyczna mieszanka pogettowych ostańców, bloków z wielkiej płyty, lichej architektury lat 90. i nowych biurowców.

Prawdziwy warszawiak to…. osoba, która lubi to miasto i dobrze się w nim czuje, niezależnie od tego, czy jest warszawiakiem z wyboru, czy należy do mniej licznej grupy warszawiaków od pokoleń. I nie wstydzi się o tym głośno mówić.

Moje ulubione miejsce w tym mieście…   to oczywiście Muranów i całe Śródmieście Północne. Numerem jeden jest zdecydowanie okrągłe podwórko naprzeciw pomnika żołnierza, pod adresem Andersa 13, gdzie mieści się Stacja Muranów i kilka innych organizacji pozarządowych – m.in. Galeria Starter, Archeologia Fotografii, Mali Bracia Ubogich, Centrum Kultury Jidysz. Jest zadrzewione, pełne zieleni, przypomina włoskie patia. Wiosną i latem urządzaliśmy w nim  wspólnie weekendowe sąsiedzkie imprezy. Ale bardzo lubię też rejon między Placem Zbawiciela a Placem Unii, gdzie teraz mieszkam, mam swoje mikroodkrycia na Żoliborzu, Starej Pradze, gdzie przez pewien czas pracowałam, na Górnym Mokotowie…..

Jeśli nie Warszawa, toBerlin, choć teraz wszyscy chcą przeprowadzać się do Berlina, bo stał się modny i nie jest już tak łatwo dostępny dla zafascynowanych nim obcokrajowców, a berlińczycy narzekają na postępującą gentryfikację. Ale nadal uosabia dla mnie europejski ideał – połączenie leniwego tempa i nonszalanckiego stylu życia trochę a la Kraków z rozmachem i nieoczywistością urbanistyczną Warszawy. Choć nie znoszę mówienia, że Warszawa jest lub może być drugim Berlinem. Niech pozostanie sobą.

 ————————————————————————————————————-

Dlaczego Muranów? Jest niezwykle wyrazisty. Nie ma drugiego tak rozległego osiedla, które miałoby równie charakterystyczną architekturę jak Muranów Południowy Bohdana Lacherta. Muranów ze względu na swoją przeszłość jest wielowymiarowy, wymyka się jednoznacznym interpretacjom, cały czas poddaje nowe tropy. Budzi kontrowersje, czasem drażni, przeraża, ale też wzrusza i śmieszy. Nie jest miejscem bez właściwości.

Czy masz w planach kolejne książki o tej dzielnicy? Nie, „Stacja Muranów“ była projektem jednorazowym, wynikającym z konkretnej potrzeby i pytań, jakie zadawałam sobie w tamtym konkretnym czasie. Praca nad nią, która zajęła mi kilka lat, była też wysiłkiem na tyle intensywnym, że tuż po jej wydaniu musiałam zrobić sobie mentalną przerwę od Muranowa, żeby móc po pewnym czasie spojrzeć na niego świeżym okiem. Nie chciałabym za nic zostać „panią od Muranowa“, ani zamykać się w jednej konwencji – reportażu miejskiego czy też architektonicznego. Dlatego teraz napisałam fabułę – „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie“, która ukazuje się w listopadzie też nakładem Wydawnictwa Czarne. Ale mam w planach inną książkę związaną dość mocno z Warszawą.

Najlepsza Twoim zdaniem książka o Warszawie to…  Trudno wymienić jedną. Zaczynając od fabuły – „Lalka“ Prusa i „Zły“ Tyrmanda – klasyka, od której zaczęło się moje zainteresowanie Warszawą. Z lektur dzieciństwa – „W oblężonej Warszawie“ Stefanii Zawadzkiej – zbiór mocno sugestywnych wojennych opowiadań. Dość długo nie mogłam uwolnić się od historii dziewczynki o imieniu Hanusia, która w czasie bombardowania wybiega do mieszkania po ulubioną lalkę i nie może już się stamtąd wydostać, bo kolejny wybuch urywa schody, zasypując przy tym w piwnicy jej bliskich. Z książek niefabularnych bardzo ważny był dla mnie zbiór wywiadów „Warszawa. W poszukiwaniu centrum“ Anny Sańczuk i Bartka Chacińskiego. Służył mi jako przewodnik w pierwszych miesiącach po przeprowadzce do stolicy. Jeszcze na pewno „Warszawa fantastyczna“ Pawła Dunin-Wąsowicza – jako najbardziej oryginalne spojrzenie na Warszawę, oraz „Getto warszawskie“ Jacka Leociaka i Barbary Engelking – lektura obowiązkowa dla każdego mieszkańca północnej części Śródmieścia.