Teraz ma być ich podobno dużo na mieście, więc jeśli ktoś się boi podejść, to wrzucamy instruktaż „na sucho”, żebyście wiedzieli, z czym to się je. Zatem:

Te dziwne kierownice służą do rozruchu nadgarstków, łokci, ramion i bioder. Łapiemy za obie kierownice i kręcimy w tę samą stronę, a potem w odwrotną, aż poczujemy, że odlatujemy.

 

To jest głównie na mięśnie klatki piersiowej. Siadamy, łapiemy za drążki i odpychamy je od siebie, aż do prawie-wyprostowanego-łokcia. I tak aż uzyskamy klatę Arnolda (tego zanim został gubernatorem Kaliforni). Uwaga – podnosimy taki ciężar, ile sami ważymy, także lepiej najpierw schudnąć (np. biegając wokół urządzenia).

 

Spokojnie, to tylko masażer. Dwustronny, masuje talię lub plecy. Stajemy tyłem do maszyny, łapiemy drążki i dalej, hmmm… no ocieramy się o to.

 

To ustrojstwo poprawia pracę bioder, ćwiczy mięśnie brzucha i poprawia ogólną koordynację ruchową. Stajemy na podeście, łapiemy drążki i kołyszemy się na boki jak wahadło. Przy okazji hartujemy się przed nocnymi, chwiejnymi powrotami do domu.

Lubisz odpływać? Ta maszyna jest dla Ciebie. Klasyczny wioślarz. Wyrabia ramiona, plecy i nogi. Siadamy, łapiemy drążki i do siebie. I tutaj również dźwigamy nasz własny ciężar.

 

To prospołeczne (bo dwuosobowe) urządzenie zmusza nas do chodzenia. Wzmacnia biodra, mięśnie nóg i poprawia krążenie. Stopy stawiamy na podestach, ręce na barierkę i machamy nogami w te i nazad. Potem już nie mamy siły wrócić do domu.

 

I ostatnie, najbardziej odpychające narzędzie. Odpychające, bo siedząc odpychamy się nogami od osi urządzenia (i od osoby siedzącej na przeciwko). Idealne na mięśnie nóg i na pierwszą randkę. Uwaga – tutaj również opór czyni nasze własne ciało.

PS. Zdajemy sobie sprawę, że mogą być jeszcze jakieś inne urządzenia, ale my byliśmy tylko na jednej takiej siłowni, i na razie mamy dosyć. Powodzenia!