Jak powszechnie wiadomo, Włochy słyną z dobrej kawy. Oczywiście mowa o kraju z południa Europy, ale okazuje się, że nasze warszawskie Włochy też mają szansę dołączyć do grona regionów przyjaznych kofeinistom. To dzięki kawiarni „Co nieco Cafe”, która niedawno otworzyła swoje podwoje w tym przedwojennym mieście-ogrodzie.

Mieści się w ciągu przedwojennych kamieniczek przy ul. Chrościckiego 15, tuż obok Parku Kombatantów, 5 minut drogi od stacji PKP. Przy okazji – gdybyście się tu wybierali, sugerujemy właśnie koleją, choć Włochy są również dobrze skomunikowane autobusami. Ale pociągiem przyjemniej – SKM-ka jedzie tu z Centrum ok. 13 minut. Klimat okolicy jakby przedwojenny. Eleganckie wille, ozdobne fasady, ogrody – trudno o przyjemniejsze miejsce na kawiarnię.

Co nieco Cafe założyły przyjaciółki realizując swoje życiowe marzenie i jednocześnie – wykazując się odwagą i konsekwencją. Bo kłopotów było sporo – trzeba było zostawić swoją dotychczasową pracę, zapożyczyć się, zainwestować maksimum czasu i energii. Lokal, w którym wcześniej działał lumpeks, wymagał remontu generalnego i dostosowania do surowych wymogów gastronomii. Ale udało się i „Co nieco” działa już pełną parą. Powoli zyskuje opinię lokalnego centrum spotkań, miejsca realizacji inicjatyw społecznych, sali zabaw dla dzieci. Taki kawiarniany dom kultury.

Wnętrze kawiarni nieduże, ale gustowne, proste, minimalistyczne. Nad stolikami wiszą rysunki przedwojennych Włoch, przedstawiają m.in. fasadę kamienicy, w której jesteśmy. Żeliwny kaloryfer, odnaleziony tu w czasie remonu, przerobiony na ozdobny stolik – pomysłowe. Na ścianie ciekawy detal – reprodukcja napisu z dworca PKP i… tory kolejowe, takie zabawkowe.

Z głównej sali wychodzi się do ogrodu (w końcu jesteśmy w mieście-ogrodzie). Nie jest to typowy ogródek kawiarniany. Bardziej taki tajemniczy, trochę dziki, z umieszczoną centralnie studnią i hamakiem rozciągniętym między owocowymi drzewami. Miło się tu siedzi, cisza, zapach śliwek i agrestu, jak na wakacjach w dzieciństwie. Wieczorami musi wyglądać bajkowo – bo sporo tu różnych lampek i świeczników.

Podstawą kawiarni jest oczywiście kawa. Jeśli gdzieś istnieje mityczna kraina, w której gorąca kawa tryska wprost z rozgrzanego południowym słońcem stoku skalistej góry, to właśnie stamtąd „Co nieco” sprowadziło sobie ekspres i mieszankę kawy. Mówiąc językiem znawców – jest to melanż arabiki i robusty, w proporcjach znanych tylko dziewczynom prowadzącym kawiarnię. Grunt, że jest bardzo dobra, i co istotne – w cenie znacznie bardziej akceptowalnej, niż w większości śródmiejskich sieciówek.

Ale kawa to nie wszystko. Jest tu też robione na miejscu i podawane z fantazją jedzenie, zupy, kisze, hummus, sałatki, i świeżo upieczone ciasta.  Na upał bardzo smaczne lemoniady. Niedługo będzie też alkohol – głównie wino, bo do tych posiłków będzie najlepiej pasować.

Mimo, że jest bardzo gorący dzień i chyba tylko perspektywa kąpieli w pobliskim jeziorze jest w stanie zmusić mieszkańców do wyjścia z domu, w „Co nieco” pełno gości. Głównie młodzi, trochę małżeństw z małymi dzieciakami, rodzinna atmosfera. Ale nagle wchodzi starszy pan – na jego widok obsługa biegnie od razu z powitaniem. Ten pan walczył w Powstaniu – mówią mi – przyjechał tu specjalnie do nas. Te stare zdjęcia na ścianach są właśnie od niego.

My akurat kończymy kawę, więc żegnamy się i wychodzimy. W parku koncert muzyki cygańskiej – posłuchamy w drodze na dworzec.

Co nieco cafe, ul. Chrościckiego 15, czynne 10.00-20.00 (poniedziałek 12.00-20.00), profil na Facebooku: http://tinyurl.com/conieco

Tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga