Anna Alboth

Potrafi samochód zamienić w dom i wyruszyć w podróż dookoła Morza Czarnego. Jeśli wymarzy sobie, że za pół roku będzie spać pod gołym niebem w Hondurasie, na pewno to zrobi. Jest ciągle w drodze, ale kocha powroty do Warszawy – rozmowa przy Oknie z podróżniczką Anną Alboth.

Anna Alboth –podróżniczka, dziennikarka, od urodzenia mieszkała w Warszawie, kilka lat temu przeprowadziła się do Berlina. Razem z mężem Tomem oraz córkami – Hanią i Milą – podróżują po całym świecie. Prowadzą blog thefamilywithoutborders.com. Niedawno wrócili z Nowej Zelandii i wysp Pacyfiku. Wcześniej jeździli dookoła Morza Czarnego, podróżowali po Ameryce Środkowej.

Warszawa to… moje najukochańsze miasto na świecie. Jestem nieobiektywna, wiem, że Warszawa się zmienia i przez ostatnie 6 lat, od kiedy krążę po świecie, już nie jest taka sama, ale to nieważne. Jak ktoś mnie pyta o moje miejsce: to Warszawa.

W Warszawie lubię to, jak swobodnie się w niej czuję, jak znam wszystkie zakamarki, jak wpadam na znajomych na ulicach. Lubię, że bardzo dużo się dzieje, dużo więcej niż jestem w stanie ogarnąć. Lubię, że jest szybko, że warszawiakom się chce, że dużo się da.

W Warszawie nie lubię, że jest jednak trochę spinki: że trzeba jakoś wyglądać, że prawie wszystkie dziewczyny się malują, że w takie miejsca chodzi się tak, a w inne – inaczej ubranym. Że alkoholu nie można pić na ulicach. I jeszcze, że ludzie się bardziej wtrącają (to, że jest większa interakcja – to lubię bardzo), mówią mi, czy moje dzieci są za ciepło, czy za zimno ubrane.

Prawdziwy warszawiak to ten, który zna nazwy liceów, starych klubów i wciąż spotyka się z przyjaciółmi z podstawówki na kawę w ciągu dnia. A tak na serio: ten, który chce dla miasta dobrze! Żeby było dla mieszkańców, żeby więcej parków niż stadionów, ścieżek rowerowych niż bilboardów.

Jeśli nie Warszawa, to… to proste: Berlin. Kiedy pojechałam pierwszy raz do Berlina, w maju 2004 roku, jak tylko Polska weszła do Unii, powiedziałam, że to jedyne miasto, w którym mogłabym mieszkać, poza Warszawą. A w 2007 poznałam mojego męża Toma, z… Berlina. Śmiejemy się, że na szczęście nie był z jakiegoś miasteczka na zachodzie Niemiec.

Opowiedz mi o swojej Warszawie, o swoich miejscach w tym mieście

Trochę mam ten problem, że Warszawa, którą tak świetnie znam – wciąż się zmienia. Linie autobusowe jeżdżą innymi ulicami, a knajpki zmieniają nazwy. Ale kiedy po niej chodzę, ciągle mi się coś przypomina: a to wycieczka szkolna do Fotoplastikonu, a to zajęcia z gimnastyki artystycznej w Pałacu Kultury i wszystkie jego zakamarki, a to spacery z babcią, która mieszka przy Nowym Świecie. Najbardziej lubię Ochotę, Centrum i Powiśle. I księgarnie z polskimi książkami.

Gdzie się bawisz, gdy jesteś w Warszawie?

Teraz to zależy od tego, gdzie moi przyjaciele się bawią. W pociągu Berlin-Warszawa-Express robię rozeznanie smsami i wiem, co i gdzie się dzieje. Nie mam jak być na bieżąco, mieszkając w Berlinie. Ale te wakacje spędziłam na dachach (nie powiem, na których, to tajemnica) i nad Wisłą.

Najlepsze miejsce do posnucia się po Warszawie z rękami w kieszeniach to….

Nad Wisłą, po dowolnej stronie. Trochę miasta, a trochę wieje wolnością. Nawet wydrę można spotkać!

Miejsce w Warszawie, jakiego nie ma w Berlinie to…

Księgarnia „Wrzenie Świata”, w której mogę pisać, w której mogę spotkać kilkunastu znajomych w ciągu jednego dnia, w której mogę zamknąć oczy i wybrać dowolną książkę – po polsku! – która mnie zaciekawi.

Co z Berlina warto byłoby przenieść do Warszawy? Nawet, jeśli to niemożliwe, ale warto pomarzyć.

Luz. To, że jak w Berlinie rozmawiam z kimś w metrze, to wcale nie mam pewności, czy to profesor Uniwersytetu Humboldta, czy może bezdomny z zachodniego Berlina. Że mogę iść w piżamie do piekarni i nikt na mnie krzywo nie spojrzy. Że mieszają się języki i kolory skóry i że to właśnie to jest normalne.

Pamiętasz jeszcze swoje pierwsze wrażenie po przeprowadzce do Berlina? Co Cię dziwiło, zastanawiało?

Kiedyś na deszczu przemoczyłam ubranie, więc Tom pożyczył mi swoje. Byłam w wielkich, podartych jeansach, a mieliśmy iść do galerii. Nie mieściło mi się w głowie, żeby tak się tam pokazać. Jak spojrzałam wokół – wiedziałam, że w mojej uprasowanej sukience bardziej bym się rzucała w oczy.

Najprzyjaźniejsza ludziom stolica europejska Twoim zdaniem to….

Ja lubię i Berlin (w którym żyje się łatwo), i Lizbonę i Lublanę.

Jaka Warszawa Ci się marzy? Co chciałabyś w niej zmienić, by była ładniejsza, przyjaźniejsza?

Chciałabym jeździć na rowerze po Warszawie, łatwo i bez stresu. Chciałabym widzieć więcej ludzi z Senegalu, Chile czy Fidżi na ulicach! Chciałabym widzieć mniej bezdomnych i pijanych. Chciałabym, żeby życie kosztowało tyle, ile kosztuje, ale zarobki były berlińskie.

Czujesz się warszawianką czy berlinianką?

Coraz mniej się czuję warszawianką, a jeszcze nie do końca berlinianką. Świetnie się czuję w pociągu Warszawa-Berlin, w obie strony. Zawsze się cieszę: albo na wyjazd, albo na powrót. Przez te parę lat podróżowania między jednym, a drugim pozbyłam się wielu niepotrzebnych rzeczy: mam ze sobą tylko te ważne przedmioty, w moim życiu są tylko ci najważniejsi ludzie.

Gdybyś miała jeden dzień i Twoi zagraniczni znajomi poprosiliby Cię o pokazanie im miasta, gdzie byś ich zabrała?

Do babci! Na Nowy Świat. Na koncert któregoś z warszawskich zespołów moich przyjaciół. Takich, jak na przykłd Paula i Karol, Eric Shoves Them In His Pockets czy Maja Olenderek Ensemble! Nad Wisłę. Na Powązki. Pod tęczę. Na spacer po moim osiedlu na Ochocie, żeby zobaczyli brzydkie bloki i posłuchali ploteczek pani na bazarku.

Miejsce w Warszawie, które mogłoby zdziwić przyjezdnego to Twoim zdaniem…

Cmentarze zazwyczaj zadziwiają moich przyjaciół. Że są żywe i zadbane. Kościoły zadziwiają – że są pełne ludzi. Że bywa dużo bardziej kolorowo niż się spodziewali. Że nie tylko bloki i stare boiska. I że hipsterzy są bardziej hispterscy niż w Berlinie.

A moja niemiecka przyjaciółka chyba najbardziej była zdziwiona spotkaniem z kubańską opozycjonistką Yoani Sanchez, z którą pracowała na Kubie. – To nawet takie rzeczy się u Was dzieją! – mówiła.

Rozmawiała Karolina Przybysz-Smęda, fot. Tom Alboth