W 1945 roku ok. 500 drewnianych domków przywędrowało do Warszawy, odbywając długą drogę z Finlandii przez Związek Radziecki, aż do naszej zburzonej stolicy. Rosjanie dostali je od Finów w ramach wojennych odszkodowań, a my od Rosjan – w ramach obowiązkowej wówczas przyjaźni. Ustawiono je w trzech miejscach: na Polu Mokotowskim, przy Szwoleżerów i na Ujazdowie. W dwóch pierwszych lokalizacjach już ich nie ma, ostały się tylko te na tyłach Parku Ujazdowskiego. Wiele wskazuje jednak na to, że stąd również wkrótce znikną.

Do domków, popularnie zwanych „fińskimi”, warszawiacy z początku odnosili się z rezerwą. Że nie wytrzymają zimy, że są za słabe konstrukcyjnie. Miały stać 10 lat, ale okazały się trwalsze niż przyjaźń polsko-radziecka, i przekornie stoją do dziś, choć ich liczba zmalała – obecnie jest ich nieco ponad 20. Wpisały się w miejski krajobraz, są wyjątkowe, bo tworzą enklawę spokoju i zieleni na uboczu, są pamiątką świadczącą o historii naszego miasta.

Niestety, tereny Ujazdowa są łakomym kąskiem dla deweloperów, to w końcu środek miasta, elitarna okolica z ambasadami, dobrze skomunikowana. No i doczekały się domki czasu, w którym zagrożono im rozbiórką – w listopadzie 2010 dzielnica Śródmieście rozpoczęła proces „porządkowania terenu”, który z grubsza miał polegać na eksmisji mieszkańców, wyburzeniu domków i przeznaczeniu terenów pod nowe inwestycje. Zrobił się szum, w obronie domków stanęli historycy, społecznicy, internauci. Niewiele to dało, aż do momentu, gdy sprawą zainteresował się ambasador Finlandii Jari Vilén – dzielnica wówczas wstrzymała działania. Tymczasem domki, które częściowo stały już puste, zostały spontanicznie objęte opieką przez animatorów kultury, którzy rozkręcili w nich wiele ciekawych inicjatyw. Tak powstał projekt „Otwarty Jazdów”. Jego twórcy liczyli, że kultura pomoże domkom w przetrwaniu, że zyskają poparcie warszawiaków, dzielnica się ugnie i w rezultacie Jazdów ocaleje.

W październiku minął termin, w którym „Otwarty Jazdów”, zgodnie z umową, miał prawo funkcjonować na terenie osiedla. Organizatorzy starają się o przedłużenie, ale sprawa grzęźnie w procedurach. Tymczasem idzie zima, a domki bez gospodarzy mogą jej po prostu nie przetrwać.

I co będzie dalej? Organizatorzy „Otwartego Jazdowa” namawiają miasto do podjęcia rozmów o przyszłości osiedla, zakładających różne scenariusze, w tym nawet przywrócenie osiedlu funkcji mieszkalnych. Nie upierają się przy swoich pomysłach – chcą tylko, żeby decyzja została podjęta w ramach społecznego dialogu, a nie wyłącznie według urzędniczych planów. W międzyczasie jednak trwa proces „porządkowania terenu” i może się okazać, że na wiosnę będzie pozamiatane – przedmiot dialogu przestanie istnieć.

Komentarz:

Zburzenie osiedla Jazdów to trochę tak, jak rozebrać osiedle „Przyjaźń” na Jelonkach. To osiedle-pomnik. Pamiątka. Miejsce wyjątkowe. Co więcej – są ludzie, którzy mają zapał i pomysł na tę przestrzeń. 

Pozbywając się domków, pozbędziemy się miejsca charakterystycznego. W zamian możemy zyskać co najwyżej poprawną, ale w większości niedostępną dla mieszkańców zabudowę komercyjną. Warto zastanowić się, czy o niej też pisano by w przewodnikach.

Tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga