Najpierw chcieliśmy zrobić podsumowanie roku, ale w tym wyręczyły nas już inne media, poza tym tak naprawdę wolimy napisać o tym, co było – naszym zdaniem – największą porażką kończącego się 2013 roku w Warszawie.

To żadne zaskoczenie – chodzi o wielkoformatową reklamę. Jej obecność w Warszawie uznaliśmy za największą przegraną, bo chyba nie było roku, w którym tak wiele mówiłoby się o jej szkodliwości dla wizerunku miasta, i nie powstało tyle akcji sprzeciwiających się, mówiąc bezpośrednio – oszpecaniu miasta reklamami. No i nic. Reklamy wiszą, jak wisiały. A nawet jakby ich przybyło.

TNS zrobił niedawno badania, z których wynika, że popularne plandeki, czy też siatki zasłaniające elewacje, są  jedną z najmniej lubianych form reklamy. Ale to tylko badania. Piotr Henicz, wiceprezes Itaki, której olbrzymie reklamy wiszą na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Kruczej, mówi, że przecież to „reklama, dobrze zaprojektowana, z pięknym layoutem” [źródło]. I co my, biedne żuczki, mieszkańcy Warszawy, mamy powiedzieć? Reklamy Itaki co prawda zaszkodziły wizerunkowi firmy, wywołały burzę w socjalmediach, odbył się nawet jakiś happening protestacyjny, powstały antyprofile na Facebooku, ale i tak wiszą, zasłaniając „Smyk”, jeden z najpiękniejszych budynków handlowych w Warszawie. A nam pokazano, gdzie jest nasze miejsce.

Skrzyżowanie Kruczej i Al. Jerozolimskich. Fot. Jarek Zuzga

Podobny przykład to słynne już reklamowe rusztowanie w Dolinie Służewieckiej. W tym skądinąd ładnym miejscu, dokładnie na wysokości ulokowanego na wzniesieniu zabytkowego kościółka parafii św. Katarzyny, stanął stelaż z metalowych rurek, a na nim zawisła reklama firmy Beko. Po kilku dniach, w których przez facebook przetoczyła się fala protestów, firma Beko usunęła reklamę, i tym samym – choć w ostatniej chwili – wyszła z tej sytuacji z twarzą. Jednak zaraz potem w tym samym miejscu pojawiła się reklama kosmetyków firmy Świt, a obok niej zainstalowano patrol ochrony, która… zakazuje fotografowania reklamy, o czym przekonaliśmy się osobiście.

Reklama kosmetyków Świt w Dolinie Służewieckiej. Fot. M. L.

Próbowaliśmy porozmawiać z firmą Świt o zwykłej przyzwoitości, ale nie udało się – prośba nasza krążyła między działem PR a marketingiem i w końcu, mimo obietnic, nikt nie udzielił nam odpowiedzi. W świecie wielkich pieniędzy nie ma chyba miejsca na takie rozmowy.

Itaka i Świt to tylko przykłady, choć może jedne z tych bardziej bolesnych. Przyzwyczailiśmy się, że reklamy wiszą na Universalu, Metropolu, Rivierze, na placu Konstytucji, na pawilonie Cepelii, na wielu kamienicach, remontowanych, albo i nie, na dworcu centralnym i co jakiś czas na Pałacu Kultury. I będą tam wisieć, póki nie wejdzie w życie jakieś sensowne prawo, które nie będzie łatwe do ominięcia i którego egzekwowanie będzie skuteczne.

Ale do tego jeszcze długa droga, póki co wojna jest nierozstrzygnięta, a kolejne bitwy przegrywamy właśnie my – zwykli warszawiacy, zmęczeni wszechobecną reklamą, aktywiści, którym zależy, esteci, którzy wolą żyć w ładnej, niezamieconej przestrzeni.

Jarek Zuzga