Opinogóra – romantyczna jednodniowa wycieczka

Opinogóra – romantyczna jednodniowa wycieczka

Opinogóra – romantyczna jednodniowa wycieczka

Dojechać tam możemy samochodem w półtorej godziny trasą na Ciechanów, lub nawet szybciej pociągiem z Dworca Wschodniego lub Gdańskiego do Ciechanowa i potem taksówką lub rowerem. Cel – mała miejscowość Opinogóra Górna, w której znajduje się niezwykły park z zabytkowym pałacykiem, a w nim – Muzeum Romantyzmu.

Wycieczka do Opinogóry to wypad w sam raz na jeden dzień. Warto, bo obiekty, które zobaczymy są naprawdę ciekawe. Przede wszystkim jest to wspomniany pałacyk, a właściwie zameczek, który wyglądem przypomina gotycki kościółek ulokowany na wzgórzu. Jest to dawna siedziba rodu Krasińskich, mieszkał tu i pochowany jest w miejscowym kościele Zygmunt Krasiński, poeta, jeden z najwybitniejszych twórców epoki romantyzmu. Zameczek został wybudowany w 1844 roku, niestety obie wojny światowe dość brutalnie się z nim obeszły, zrekonstruowany został w latach 50. XX wieku i od temtej pory mieści się w nim muzeum. 

Oprócz zamku, zwiedzamy także oficynę dworską z wystawą malarstwa oraz dwór. Nie będziemy Wam zdradzać, jakie eksponaty się tam znajdują, zobaczcie sami. Dodać można, że na terenie parku spotkać można naprawdę egzotyczne ptaki oraz konie. Na miejscu są też punkty gastronomiczne, choć zalecamy wcześniej dowiedzieć się, czy są czynne.

A poniżej prezentujemy kilka zdjęć – mamy nadzieję, że zachęcą Was do odwiedzenia tego pięknego miejsca.

Więcej informacji o godzinach otwarcia, cenach i aktualnych wydarzeniach znajdziecie tutaj: http://muzeumromantyzmu.pl

Tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga

Po co komu pies (w mieście)?

Po co komu pies (w mieście)?

Po co komu pies (w mieście)?

Ciągle dominuje silne przekonanie, że psu najlepiej żyje się na wsi, w domu z dużym ogrodem, gdzie może wybiegać się do woli. A więc po co komu pies w mieście? W małym mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty. Do brudzenia trawników? Sama musiałam zmierzyć się z tymi pytaniami, kiedy jakiś czas temu po raz pierwszy pomyślałam: chcę adoptować psa.

Wątpliwości były różne. Przede wszystkim, czy moje mieszkanie – całe 38 m2 – jest wystarczająco duże? Wiele osób twierdzi, że pies w takich warunkach zwyczajnie się męczy. Po przeczytaniu połowy internetu i po wielu rozmowach z doświadczonymi psiarzami szybko jednak zrozumiałam, że nie o metraż tu chodzi. Pies śpi średnio 14-16 godzin dziennie, więc jeśli zapewnia mu się w międzyczasie dostateczną ilość ruchu, nie będzie narzekał. Aktualnie w Schronisku na Paluchu przebywa ok 700 zwierząt. Nikt mnie nie przekona, że psu będzie lepiej w schroniskowej klatce niż w najmniejszym choćby mieszkaniu, ale ze swoim człowiekiem.

Wątpliwość numer dwa była trochę nakręcana przez znajomych: „nie będzie ci się chciało wstawać rano i chodzić na te spacery” „co z wyjazdami na weekend”? Nie było to całkiem bezpodstawne. Należę do osób, które rano ok. 10 razy przełączają budzik, bo jeszcze tylko „5 minut”. Na weekendy z kolei wyjeżdżam dość często. Miałam więc spore obawy, czy ich słowa nie okażą się prorocze. A tu niespodzianka! Spacery to najlepsza część dnia i najfajniejszy benefit z posiadania czworonoga. Naprawdę! Odkrywam takie miejsca na moim osiedlu, o których istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia. Spacery szybko przestały być obowiązkiem, a stały się przyjemnością. Nawet jeśli pada, przecież „nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie”. A jeśli muszę wyjechać poza miasto, czy wyskoczą mi niespodziewane nadgodziny w pracy, możliwości jest wiele: znajomi, petsitterzy, czy córka sąsiada, która chce dorobić po szkole, a lubi psy. Jest w czym wybierać. Nie ma sytuacji bez wyjścia.

Zulę znalazłam w internecie na facebooku Fundacji Judyta z Sochaczewa. Była znajdą z nieznaną przeszłością, w klatce spędziła 2 tygodnie do czasu odkarmienia szczeniaków. Po prawie roku rozważania „za i przeciw”, obejrzenia trzystu tysięcy zdjęć i przeczytaniu dwustu tysięcy historii, podjęłam szybką decyzję. Psychologowie przekonują, że psy mają terapeutyczny wpływ na ludzi, uczą dużej wrażliwości i otwartości. Potwierdzam. Moje kontakty z sąsiadami ograniczały się do niedawna do zdawkowego „dzień dobry” na klatce. Nagle pojawił się sierściuch i wszystkim rozwiązały się języki. Mnie też! Po paru miesiącach znam historie wszystkich psów w okolicy, a amatorzy piwka z pobliskich ławek to nasze ziomki. Są też tacy, którzy może nie zagadują, ale obdarzą uśmiechem, a to też miłe. Koniec z anonimowością na dzielni. Czasem unikamy z Zulą innych psiarzy, bo miewa dni intensywnego obszczekiwania swoich psich kumpli, więc czasami wolę skręcić w inną stronę i uniknąć interakcji. Ostatnio jednak jedna z sąsiadek z pobliskiego bloku – właścicielka dwóch terierów zapytała lekko oburzona: a co pani tak często przed nami ucieka?

Dużą popularnością cieszą się sąsiedzkie grupy psiarskie. U nas to Psy z Parku Morskie Oko czy Wataha Stary Mokotów – można umówić się tam na wspólne spacery, zapytać o najlepszego weta na dzielni, znaleźć petsittera z okolicy czy podzielić się karmą „na spróbowanie”. Czasami trzeba się skrzyknąć w słusznej sprawie, bo np. jest pies, który boi się mężczyzn, więc właściciele proszą o pomoc kilku obcych panów i zapraszają na spacer, żeby oswoić lęki pupila.  Miasto ogólnie wydaje się bardziej przyjazne psom. Coraz więcej knajp z radością wita czworonogi, a nawet te, które specjalne się nie pozycjonują jako przyjazne psom, chętnie wystawiają dla nich miskę z wodą. Znalazłam nawet takie miejsca, które serwują menu z przekąskami dla psich towarzyszy! Darmowe czipowanie, dofinansowanie sterylizacji to też konkretne korzyści, z których można skorzystać w Warszawie.

Nie jest jednak tylko tak kolorowo. Od kiedy mieszkam w moim obecnym mieszkaniu nie wykonałam tylu interwencyjnych telefonów do administracji, co w ciągu ostatnich miesięcy. Kilka telefonów dotyczyło m.in. umieszczenia wokół mojego bloku tabliczek „Posprzątaj po swoim psie”, bo smutne fakty są takie, że nadal wielu właścicieli nie sprząta po swoich pupilach. A to jedynie daje silny argument osobom, które nie chcą psów w przestrzeni miejskiej, bo widzą w nich głównie „obsrywaczy” trawników. Czy nie widziałam tego wcześniej? Biorąc pod uwagę ilość czasu, jaką teraz spędzam na spacerach, to chyba naturalne, że widzę wyraźniej i więcej. Pies mnie zdecydowanie „uaktywnił społecznie”, więc i w tym widzę spory benefit.

Jedną z najważniejszych komend, której musi się nauczyć każdy pies w mieście to niewątpliwie komenda „zostaw”. Nie przestaje mnie szokować to, co ludzie wyrzucają przez swoje okna! Skóra z wędzonej makreli, spleśniały chleb czy surowe mięso mielone to częste „rarytasy”. Na szczęście ruszają już akcje edukacyjne na ten temat. Bo choć „dokarmiacze” chcą pewnie dobrze i nie mają złych intencji, to ogromnie szkodzą zwierzętom i trzeba o tym mówić dużo i głośno. Na stronie stowarzyszenia Miasto jest nasze możecie pobrać fajne grafiki, które warto zawiesić na tablicy ogłoszeń na klatce czy w miarę możliwości gdzieś na podwórku, bo zwierzęta to nie śmietnik.

To trudne tematy i zgadzam się, że trzeba uświadamiać i edukować, bo pies wnosi do społeczeństwa naprawdę więcej niż zabrudzone trawniki! Może to zbyt uproszczone myślenie, ale skoro naukowo dowiedziono pozytywny wpływ zwierząt domowych na ludzi to czy więcej zwierząt w miastach nie oznacza więcej pozytywnych, otwartych i aktywnych – a co za tym często idzie również zdrowszych – ludzi? No i jeszcze kwestia bezpieczeństwa: zawsze milej przejść wieczorem przez osiedle, kiedy dookoła spacerujący ludzie z psami, prawda?

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że każdy pies zasługuje na dom, a każdy dom na psa. Decyzja o posiadaniu zwierzaka nie może być jednak pochopna czy kierowana emocjami, bo zwierzę to nie zabawka, którą można oddać czy przypiąć na łańcuchu gdzieś w lesie, jak się znudzi. Zulę adoptowałam 6 miesięcy temu po około roku rozważania wszystkich „za i przeciw”. Pies zmienił moje życie – nie na prostsze, ale na pewno na lepsze.

Dziękuję za pomoc Oli – właścicielce Fibi i Magdzie – właścicielce Feli.

Tekst: Magda Liwosz, zdjęcia: Magda Liwosz, Asia Giza-Gołaszewska, Magda Mojska, Jarek Zuzga

 

Unikatowy radioodbiornik znaleziony w Warszawie

Unikatowy radioodbiornik znaleziony w Warszawie

Unikatowy radioodbiornik znaleziony w Warszawie

Jak wiadomo powszechnie, Warszawa jest miastem zaskakującym na wielu płaszczyznach, np. można tu znaleźć różne ciekawe rzeczy, co też się nam kilkakrotnie zdarzało.
Ostatnim naszym znaleziskiem było stare radio, z pozoru nic ciekawego, ale jedna okazało się, że trafiliśmy na białego kruka.
Radioodbiornik ten to produkowany przez zakłady Diora (w Dzierżoniowie) model Pionier z 1949 roku, pierwsze polskie powojenne radio lampowe. Znaleziony egzemplarz jednak różnił się od standardowych – miał kolor biały (podczas gdy zwykłe były czarne lub brązowe), miał kolorową skalę, i – przede wszystkim – napis „Jubileuszowy 50000” i z datą 29/10/1949. I rzeczywiście – z tyłu, na ramie, radio ma wybity nr seryjny: 50000.
Prawdopodobnie odbiornik ten był przeznaczony na jakąś wystawę krajową czy zagraniczną, albo jako prezent dla któregoś z partyjnych przywódców. W każdym razie – jakoś znalazł się w Warszawie.
Udało się nam uratować go przed zniszczeniem, a przedwczoraj przekazaliśmy go w darze do Narodowego Muzeum Techniki. Muzeum – jak tylko otworzy swoje podwoje (bo aktualnie jest remont) – pokaże radioodbiornik szerokiej publiczności. Bardzo się z tego cieszymy!

Na zdjęciu moment przekazania radia: w środku pan Jerzy Lemański z Muzeum Techniki, no i my :) - Paweł Starewicz i Jarek Zuzga.
Radio Diora Pionier nr 50000
Radio Diora Pionier nr 50000
Radio Diora Pionier nr 50000
Święta i Mikołajki 2018 – 10 propozycji prezentów dla miłośników Warszawy

Święta i Mikołajki 2018 – 10 propozycji prezentów dla miłośników Warszawy

Święta i Mikołajki 2018 – 10 propozycji prezentów dla miłośników Warszawy

Tradycją już się stało, że co roku wybieramy dla Was dziesięć propozycji mikołajkowych i świątecznych prezentów o warszawskiej tematyce. Mamy nadzieję, że poniższe się Wam spodobają!

Przybornik Warszawa

Tekturowy przybornik na biurko inspirowany Warszawą, zilustruwany przez Joannę Rzezak. Ściany przybornika przedstawiają lewo- i prawobrzeżną stolicę, rysunki można własnoręcznie pokolorować.

Hellowawa, cena 39,9, do kupienia tutaj

Notes „Most na Wiśle i Pałac Kultury”

Notatnik formatu A4 z ilustracją Edwarda Dwurnika na okładkach. Nakład limitowany.

Desa Modern, cena 199 zł, do kupienia tutaj

Dane warszawskie

Książka o tym, jaka jest Warszawa i jej mieszkańcy, wykorzystująca narrację liczb, statystyk, wykresów i infografik. Dla tych, którzy chcą wiedzieć o mieście jak najwięcej.

Muzeum Warszawy, cena 65 zł, do kupienia tutaj

Warszawa Gutta

Monografia autorstwa Błażeja Pindora, poświęcona twórczości architekta Romualda Gutta, przedstawiciela modernizmu, projektanta wielu znanych warszawskich obiektów, m.in. gmachu GUS przy al. Niepodległości, budynku „Cepeleku” przy Koszykowej czy siedziby KSAP-u przy Wawelskiej. Dla miłośników szarej cegły pozycja obowiązkowa. 

Fundacja Raster i Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki, Warszawa 2018, do kupienia w księgarni galerii Raster, ul. Wspólna 63

 

Kalendarz warszawski

Kalendarz ścienny ze zdjęciami stolicy zrobionymi z drona. Piękne i niebanalne widoki miasta. 

Drone in Warsaw, cena 69,99 zł (uwaga – dla czytelników Okna na Warszawę cena promocyjna 64,99 zł – z kodem ONW-5), do kupienia tutaj

Podstawki korkowe z kotami

Zestaw sześciu podstawek pod kubki z warszawskimi kotami. Dla miłośników czworonogów i stolicy jednocześnie.

Warsaw Slow Design cena 39 zł, do kupienia tutaj

Plakat BUDYNKI

Plakat przedstawiający zarys Warszawy z zaznaczonymi budynkami. Dla miłośników minimalistycznego designu. Do wyboru format 50×70 lub 70×100 cm. 

Lokalny, cena 100 (125) zł, do kupienia tutaj

Koszulka „Warszawska Lala”

Bawełniana koszulka damska, dostępne rozmiary od XXS do L.

PLNY Lala, cena 109 zł, do kupienia tutaj

Skarpetki z warszawskim metrem

Co to za święta bez skarpetek pod choinką. Polecamy takie, dla miłośników kolejki podziemnej.

Trafxx, cena 21 zł, do kupienia tutaj

Głodni zielonej Warszawy

Książka-przewodnik, o tym co rośnie w stolicy i co z tego można bezpiecznie jeść. Okazuje się, że jest tego bardzo dużo! 

Instytut Stefana Starzyńskiego, cena 75 zł, do kupienia tutaj

Nowy mural i wystawa Tytusa Brzozowskiego

Nowy mural i wystawa Tytusa Brzozowskiego

Nowy mural i wystawa Tytusa Brzozowskiego

Przy rondzie Wiatraczna powstał nowy mural projektu Tytusa Brzozowskiego. Już w piątek 16 listopada o 18:00 artysta opowie o tym i innych projektach podczas otwarcia wystawy w PROMie Kultury Saska Kępa. Wstęp wolny. 

Projekt na Grochowie to drugi mural Tytusa Brzozowskiego w Warszawie. Pierwszy powstał w czerwcu w narożniku ulic Wolskiej i Karolkowej. Na mierzącym 35 metrów wysokości malowidle odnajdziemy znajdujące niegdyś się w tym miejscu budynki: Rogatki Wolskie, Kino Helios czy dawne czynszowe kamienice. Na muralu nie zabrakło historycznych szczegółów takich jak szyldy ogłoszeniowe odnalezione na starych fotografiach. Jest tu między innymi afisz „Amerykańskiej Awantury” czyli komedii romantycznej ze słynnym Eugeniuszem Bodo w roli głównej. Między budynkami latają wielkie pszczoły w żółto-białych  koszulkach – na dachu biurowca na których znalazł się mural rzeczywiście są ule a w kantynie można dostać lokalny miód. 

Kolejny projekt znajduje się przy ulicy Grochowskiej 215. Tytus Brzozowski przyzwyczaił nas do obrazów przedstawiających charakter i atmosferę Warszawy, nie inaczej jest w przypadku nowego muralu. Malowidło pokazuje charakterystyczne elementy Pragi Południe w dniu stuleciu odzyskania niepodległości. Na samym dole, stojącego pośród spacerujących Grochowską przechodniów odnajdziemy marszałka Piłsudskiego przyglądającego się dzisiejszej Warszawie. Tuż obok znajduje się charakterystyczny dla ronda Wiatraczna tramwaj a nad nim porywani podmuchami wiatru lecą ludzie na biało-czerwonych parasolkach. Tłem dla tej sceny staje się most Poniatowskiego z charakterystyczną wieżyczką. Most był impulsem, który rozpoczął dynamiczny rozwój tej części miasta, jest również bardzo ważny dla Marszałka oraz dziejów II Rzeczpospolitej. To właśnie na nim po nieudanych rozmowach z prezydentem Wojciechowskim rozpoczął się Zamach Majowy. 

W górnej części muralu znajdziemy ważną lokalną dominantę – strzelisty szczyt kościoła z placu Szembeka. Obok, ponad zielenią Skaryszaka wyrasta Stadion Narodowy, który bardzo zmienił wizerunek Pragi Południe. Na muralu, jak w wielu pracach artysty pojawia się bardzo dużo ludzi. Miasto Tytusa Brzozowskiego jest gwarne, żywe i pełne aktywności.

Otwarcie wystawy Tytusa Brzozowskiego, piątek, 16 listopada, godz. 18.00, PROM Kultury Saska Kępa, ul. Brukselska 23, Warszawa. 
Wystawa będzie czynna do 12 stycznia 2019. Okno na Warszawę jest patronem wydarzenia.

Dawnych neonów czar

Dawnych neonów czar

Dawnych neonów czar

Końcówka lat 50. Warszawa rozbłyska światłem nowych neonów. Jako jedna z pierwszych sterowanej odgórnie neonizacji podlega ul. Krucza. Poboczna, choć położona centralnie ulica dzięki mieniącym się światłom po zmroku zaczyna przypominać wielkomiejską metropolię. Taki powiew świeżości, wielkiego świata.

W pamięci mieszkańców zachowało się kilka najważniejszych neonów tej ulicy. W pamięci, bo materialny ślad po zdecydowanej większości z nich dziś odnaleźć można jedynie w archiwach, na starych pocztówkach czy fotografiach prasowych. Trudno też w opowieści o nich zachować chronologię, a czasem nawet w pełni oddać lokalizację dawnych reklam. Potraktujcie więc ten przegląd jak impresję – wprost zachęcającą do udziału w wycieczce…*

A za oknem – kwiaty

Już u zbiegu z al. Jerozolimskimi przechodniów witał umieszczony na szczycie budynku słoń. Figura egzotycznego zwierzęcia, symbolu loterii królowała nad okolicą. Zanim jednak stała się znakiem rozpoznawczym, na tym samym narożniku znalazły się już gigantyczne kwiaty – popis wyobraźni artystów, którzy na przełomie lat 50/60 stali za większością projektów nic-nie-reklamujących reklam świetlnych. Spięte w bukiet kwiaty wyrastały na wysokość ponad trzech pięter nad mieszczącą się tu kwiaciarnią i – jak głoszą miejskie legendy – silnym światłem często wręcz rozzłoszczały mieszkańców kamienicy. 

Skrzyżowanie Al. Jerozolimskich i Kruczej - widoczny słoń reklamujący loterię oraz kwiaty reklamujące kwiaciarnię. Fot. ze zbiorów Pawła Starewicza

Wcale nie z mniejszym rozmachem swoją obecność zaznaczał na przeciwległym narożniku Jubiler. Charakterystyczny napis, przywołujący odręczne pismo wśród miłośników miejskiej typografii jest do dziś jednym z bardziej rozpoznawalnych w Polsce. Neon z Kruczej liczył ok. 8 metrów długości. Zdjęto go stosunkowo niedawno, bo dekadę temu. W dobrym dla niego momencie, bo już wtedy społeczna świadomość wartości dawnych neonów na tyle wzrosła, że Jubilera udało się uratować. Można oglądać go teraz na terenie Fabryki Soho, gdzie mieści się Muzeum Neonów.

Neon Jubiler w kolekcji Muzeum Neonów, na terenie SOHO na Kamionku, fot. Jarek Zuzga

W muzeum przy Mińskiej można zobaczyć również miniaturową replikę neonu kina Śląsk na ówczesnym Grand Hotelu, jednej z siedzib „wędrującego” kina Filmoteki Narodowej (dziś mogącego pochwalić się pięknym, współczesnym neonem na własnym zabytkowym budynku przy Narbutta). Jest tu także replika motocyklisty z Warszawskiej Fabryki Motocykli.

Nocne pastwisko

W głębi Kruczej, po tej samej stronie co kino i hotel świecił m.in. klucz wiolinowy Polskich Nagrań, na którego szczycie siedział kogucik. Zwierzęcych akcentów było tu jednak więcej. Po drugiej stronie ulicy spotkać można było słynną krowę Baru Bambino. Słynną, bo żaden innych neon, tak jak ona nie rozbudzał fantazji artystów. Mrugająca okiem krasula pojawiła się w wierszu Wandy Chotomskiej i w piosence Lombardu.

Fot. dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Krowa doczekała się odtworzenia, również przez artystkę – Paulinę Ołowską. Od strony technicznej nad jej powstaniem pracował m.in. zmarły przed rokiem Ryszard Kałowski z firmy, która wywodzi się z dawnego przedsiębiorstwa Reklama. Istny mistrz fachu, który potrafił m.in. z brudu na fasadzie odtworzyć dawne neony czy na podstawie cienia oszacować proporcje nowej reklamy. Pan Ryszard wykonał setki reklam dla Warszawy. Lubił wszystkie, ale do krowy miał szczególny sentyment. Kiedyś zaprosił mnie do siebie na działkę, by pochwalić się konstrukcją, która stworzył na bazie… odratowanych tzw. podkładów tego neonu.

Fot. dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Krowa na działce pana Ryszarda, fot. Anna Brzezińska-Czerska
Neonowi ogrodnicy

Dziś Krucza, jako jedna z głównych biznesowych ulic miasta, też nie może narzekać na brak reklam świetlnych. Cześć z nich to tradycyjne neony. W tym ten ukryty nieco w głębi, na siedzibie Zarządu zieleni Warszawy. Animowana konewka, z której leje się woda to jedna z ostatnich prac, w tworzenie których zaangażowany był pan Ryszard. Niezamierzenie przywołująca „neonowy” klimat… jego działki.

tekst: Anna Brzezińska-Czerska
foto: dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie,
z archiwum Pawła Starewicza, Anna Brzezińska-Czerska, Jarek Zuzga

Okno na Warszawę jest partnerem projektu „Neonowe opowieści”. Więcej na http://www.obserwatorium.org.pl/

* Uwaga: 24 listopada przewodniczki z Warszawskiej Fabryki Spacerów zapraszają Was na bezpłatną neonową wycieczkę. Szczegóły tutaj.