Wolska oaza

Wolska oaza

To żadna tajemnica, że z spośród warszawskich dzielnic najbardziej lubię Wolę. Ale prawdą jest też, że fajne kawiarnie są na ogół w innych dzielnicach. Przynajmniej do niedawna na Woli było pod tym względem kiepsko, choć powoli się to zmienia.

Niewątpliwie takim symbolem zmian jest klubokawiarnia Made in Wola, która ulokowała się w budynku Teatru na Woli przy Kasprzaka. I choć nie wypróbowaliśmy kulinarnych propozycji szefa kuchni (tylko kawa+deser, skądinąd obie rzeczy bardzo smaczne), to chcemy Wam to miejsce polecić choćby z uwagi na… wystrój. Jest naprawdę świetny, dużo tu pamiątek peerelu, kolorowych świateł, eklektycznych mebli, książek, płyt winylowych i interesujących dekoracji, jak np. automat telefoniczny na monety czy sygnalizator świetlny. Klub zajmuje sporą przestrzeń, więc z powodzeniem nadaje się na organizację różnych imprez (odbywają się tu m.in. koncerty czy spotkania wolskich społeczników).

I choć, pozornie, okolica może wydawać się mało atrakcyjna, warto tu przyjechać. Tuż obok jest piękna zabytkowa gazownia, ciut dalej słynne okrągłe silosy gazowe przy Prądzyńskiego, i zabytkowe budynki gospodarcze dawnych zakładów Lilpop, Rau i Loewenstein przy Bema. Wycieczkę można zakończyć w Made in Wola na dobrej kawie.

kawiarnia Made In Wola, fot. Jarek Zuzga

kawiarnia Made In Wola, fot. Jarek Zuzga

fot. Jarek Zuzga

Made in Wola, ul. Kasprzaka 22, czynne od 12.00 do północy, http://madeinwola.pl/https://www.facebook.com/madeinwola

Izraelskie smaki przy Żelaznej

Izraelskie smaki przy Żelaznej

Otwarcie Hummus Baru przy ul. Żelaznej ucieszyło mnie podwójnie – raz, że lubię bliskowschodnią kuchnię, a do tej pory hummus smakował mi tylko w Samirze na Polu Mokotowskim, do którego mam dość daleko, dwa – że miejsce, w którym powstał lokal, uważam za jedno z fajniejszych na Woli. Mowa o kamienicy pod numerem 64, która wraz z sąsiadką (numerem 66) tworzy przy narożniku z Krochmalną klimat, który zawsze przypomina mi to, co widzimy na Próżnej z perspektywy placu Grzybowskiego. No i obecność kuchni izraelskiej ma tutaj też pewne symboliczne znaczenie.

Lokal jest kameralny i przystosowany raczej do szybkiego jedzenia niż dłuższych nasiadówek.

Hummus można zamówić na talerzu lub zawinięty w tradycjny chleb typu pita, z różnymi dodatkami, i to nie tylko wegetariańskimi. Porcje są przeciętnej wielkości, ale przyznać trzeba, że smaczne – moje 'hummusowe’ doświadczenia wskazują, że wiele warszawskich lokali ma problem z dobrym przyprawieniem tej potrawy.

Polecam też spróbować kawy z kardamonem, jest co prawda zalewana (nie przygotowywana w „turecki” sposób), ale bardzo smaczna.

Hummus Bar – kuchnia izraelska, ul. Zelazna 64, czynne od poniedziałku do soboty w godz. 11:00 – 21:00, można płacić kartą, http://www.hummusbar.plhttps://www.facebook.com/Hummusbar.Warszawa

Na straganie, w dzień targowy, czyli Sezonowa Akcja Zakupowa

Na straganie, w dzień targowy, czyli Sezonowa Akcja Zakupowa

Muszę się Wam do czegoś przyznać – lokalny bazarek to dla mnie podstawa. Lubię wybierać, rozmawiać, targować się. Lubię mieć swoje sprawdzone miejsca, w których zawsze dostanę dobre produkty. Chyba każda dzielnica ma swój, niektóre nawet więcej niż jeden. Są takie, które od lat mają szczególne miejsce na mapie stolicy, jak choćby Hale Mirowskie, są zupełnie współczesne różnorodne targi śniadaniowe i weekendowe, ale są też najzwyklejsze bazarki, na których dobrze mieć swoją Panią Anię od warzyw czy Pana Marka od ryb. Plac Szembeka, Namysłowska, narożnik Odyńca/Wołoska… lista jest długa.

IMG_4146

Rekomendacja nad stoiskiem „Wodza” – jednego z najlepszych sprzedawców na Hali Mirowskiej, u którego podobno dostać można wszystko…

IMG_4120

A tymczasem pod halą…

A co powiecie na zakupową mapę Warszawy, ze szczególnym uwzględnieniem różnych bazarków, targów, ryneczków? Jest duża szansa, że taka powstanie za sprawą SAZ, czyli Sezonowej Akcji Zakupowej.

Zapraszamy na rozmowę z Olą Leo, ze Slow Food Youth Warszawa, jedną z organizatorek Sezonowej Akcji Zakupowej, dzięki której możecie wyruszyć na podbój warszawskich targowisk i poznać sprawdzonych dostawców różnorakich pysznych produktów.

Skąd pomysł na Sezonową Akcję Zakupową?
Pomysł powstał by ułatwić przyjezdnym, warszawiakom, pasjonatom jedzenia, robienie zakupów w Warszawie, dzięki rekomendacjom szefów kuchni, aktywistów kulinarnych i foodies, którzy chodzą z nami na wycieczki po bazarkach, targach i halach. To osoby, które karmią innych, o sukcesie dań, które przygotowują w 80% decyduje dobry produkt – muszą wiedzieć co i od kogo kupują, muszą to sprawdzić, dopytać. Często zwracają uwagę na to, żeby produkt był sezonowy i lokalny, ale nie boją się eksperymentować. Są to świadomi konsumenci z otwartą głową, którzy pokazują nam gdzie robić zakupy, jak nawiązywać relacje ze sprzedawcami. Wywodzimy się ze Slow Food Youth Warszawa i chcemy inspirować ludzi do świadomego robienia zakupów, zwłaszcza tych sezonowych. Podczas każdego SAZ dużo rozmawiamy, wymieniamy się doświadczeniami i rozmawiamy o produktach i tym jak je kupować i na co zwracać uwagę. Dowiedzieliśmy się od jednej z uczestniczek jaką ma metodę na eksperymenty zakupowe – często kupuje świeże zioła od Wietnamczyków, ale nie wie jakie, bo nie moze sie z nimi dogadać i żeby sprawdzić robi im zdjęcia i publikuje po angielsku na wietnamskich forach i wtedy dowiaduje się, co własciwie kupiła i nawiązuje się ciekawa rozmowa o produkcie i możliwości jego wykorzystania. Lubimy taką dociekliwość. SAZ kładzie nacisk nacisk w naszej akcji na sezonowe produkty, bo takie sa najlepsze, najzdrowsze, jeżeli w sezonie – to tańsze i mają coś z eko, bo nie pokonują tysiąca mil. Szukamy ich z naszymi gośćmi, podążamy ich subiektywną trasą, odwiedzamy ich ulubione stragany i odkrywamy nieznane oblicza tych miejsc. Jak na przykład Hala Mirowska.

Jak wyglądały dotychczasowe edycje?
Pierwszy SAZ zrobiliśmy tam z Joasią Jakubiuk, byłą dziennikarką zajmującą się tematyką rolniczą, prowadzącą warsztaty kulinarne, posiadaczką własnego ogródka i autorką bloga Zielony Gar. Pokazała nam na Hali gdzie znajdziemy wszystko do kuchni, pyszną kapustę kiszoną, świeży czosnek niedźwiedzi, egzotyczne przyprawy, ale też warzywa i owoce drugiego sortu i to,  jak nadać im nowe życie, od kogo nie kupować. Szukaliśmy z nią oczywiście produktów sezonowych. Ma niezłego nosa. Hala Mirowska to było jej pierwsze miejsce do którego trafiła po przyjeździe do Warszawy. Zna wielu sprzedawców bardzo dobrze i często robi tak, że zostawia listę zakupów u niektórych z nich, wraca po kilkudziesięciu minutach, płaci i odchodzi, nawet nie zagląda co ma w środku, bo nie musi, bo wie, że ma tam dobry produkt.
Drugi SAZ był z kolei jak odwiedziny u znajomych. David Gaboriaud, pół Polak, pół Francuz, trener kulinarny, pasjonat slow food,  chodzi na Halę Mirowską prawie codziennie od 4 lat i ma już tam przyjaciół. Jest mistrzem budowania relacji. Każdy go tam lubi. Na każdym kroku go ktoś witał, a wiemy, że swojemu nie sprzedaje się byle czego. Z Davidem robiliśmy zakupy na pierwszy w  historii Hali Mirowskiej live cooking z użyciem sezonowych produktów i lokalnej jagnięciny. David opowiedział nam też o dwóch sprzedawcach od innej strony. Pasją jednego z nich jest spadochroniarstwo, a innego fotografowanie słońca. Dla niego to miejsce z duszą, żywe, pełne historii, ciekawych i pracowitych ludzi. To co kupuje na Hali nie jest anonimowe, stoi za tym zawsze jakaś opowieść. O to tez nam chodzi w SAZ, żeby przekonywać ludzi do tego, że bazarki to miejsce bardzo atrakcyjne, naturalne i magiczne. Spacerujemy, oglądamy, dotykamy, wąchamy – doświadczamy przyjemności, znajdujemy skarby. Produkty mają tam swoja kulturową otoczkę. Na bazarkach porozmawiamy ze sprzedawcą, odetchniemy świeżym powietrzem. To jest niesamowita energia. Profesor Wojciech Burtszta powiedział, że Polak potrzebuje bazarków jak powietrza! Amen.

Do kogo kierujecie swoją ofertę?
Do warszawiaków, przyjezdnych, pasjonatów jedzenia, wszystkich tych, którzy chcą wiedzieć gdzie zrobić dobre zakupy w Warszawie i dowiedzieć się czegoś na temat produktów, poznać sprzedawców i wymienić się spostrzeżeniami. Do osób, ktore liczą się ze zdaniem doświadczonych szefów kuchni, aktywistów kulinarnych i foodies. Do osób, które chcą jeść świadomie, zgodnie z kalendarzem sezonowości, ale też nie boją sie eksperymentować. Do osób, które lubią poznawać nowych ludzi i chcą przeżyć małą przygodę kulinarną w swoim miescie.

Chodzą słuchy, że listy uczestników zapełniają się błyskawicznie?
Zainteresowanie przerasta nasze oczekiwania. Jest więcej chętnych niż miejsc i myślimy o tym, żeby SAZ organizować częściej.

Za Wami 2 edycje, jakie macie plany na kolejne tygodnie/miesiące?
Naszym celem jest stworzenie zakupowej mapki Warszawy z bazarkami, targami, aby ułatwić poruszanie się po zakupowej Warszawie, nie tylko jej mieszkańcom ale i turystom, więc zamierzamy w następnych edycjach wyjść poza Halę Mirowską. Jednak będziemy do niej wracać – jest niekończącą się inspiracją i ulubionym miejscem zakupowym wielu szefów kuchni. Pracujemy nad tym, żeby pokazać warszawiakom kolejne miejsca po których oprowadzą nas doświadczeni i cenieni mistrzowie kulinarni i smakosze. Aby być naszym przewodnikiem kulinarnym nie trzeba być kimś znanym, można po prostu być stałym i doświadczonym bywalcem jakiegoś bazarku, robić tam zakupy od lat, wiedzieć co i od kogo kupować i mieć coś ciekawego do powiedzenia. Takich ludzi też szukamy i chętnie przeprowadzimy z kimś takim SAZ, więc każdy może mieć wpływ na to  jak będą wyglądały kolejne odsłony 😉 Chcemy też organizować wycieczki dla turystów zagranicznych, pracujemy nad własnym ogródkiem miejskim i może kiedyś z SAZ-u zrobimy akcję ogólnopolską, z rozsianymi komórkami SAZ po całej Polsce. Planów jest co niemiara:)
SAZ wpisuje się w modę na gotowanie, wspólne jedzenie i coraz powszechniejszy ostatnio nurt świadomych zakupów. Czy myślicie, że to tylko chwilowa moda i przyjemny sposób spędzenia czasu, czy może coś więcej?

To ludzka potrzeba, aby wyjść z domu, poznać ciekawych ludzi, porozmawiać z szefem kuchni lub innym smakoszem, dowiedzieć się czegoś ciekawego, zaskoczyć swoje kubki smakowe, poznać sprzedawców, które dostarczają na nasz stół produkty. Zrobić zakupy, wrócić do domu i móc opowiedzieć ciekawa historię. Jedzenie bardzo łączy i wszyscy je lubią. W internecie tego nie znajdziemy, a miasto jest duże i łatwo się w nim zgubić. Z nami jest bezpieczniej, bardziej świadomie i smaczniej 😉 Nie wiemy czy SAZ wpisuje się w  jakaś modę, nie myśleliśmy o tym go zakładając – miał ułatwić życie innym i chyba tak się dzieje.

Jak oceniacie ofertę targowo-ryneczkową Warszawy i jakie są Wasze ulubione miejsca?
Jesteśmy fankami bazarków i targowisk. To jest miejsce gdzie czuć puls miasta i energię, więc nigdy takich miejsc za wiele.  Ideałem byłoby, aby każda dzielnica Warszawy posiadała swój bazarek, tak aby każdy miał łatwy i szybki dostęp do takich świeżych i sezonowych produktów i innych towarów. Lista bazarków w Warszawie nie oszołamia, tym bardziej, że właśnie dowiedzieliśmy się, ze znika z mapy Warszawy targowisko na placu Szembeka i powstaje tam galeria handlowa – na pewno nie z potrzeby okolicznych mieszkańców.  Naszym ulubionym miejscem jest Hala Mirowska, to ona zainspirowała nas do zrobienia SAZ i chcemy aby z nią SAZ się tez kojarzył, dlatego będziemy wracać na Halę tak często jak to się da z naszymi wycieczkami. Marzą się nam bazarki, które staja się centrum towarzysko-kulinarnym, jak w Hiszpanii, czy we Włoszech, gdzie wpadając na targ można przekąsić coś na ciepło, czy zjeść tapasy, przyrządzone na miejscu z dostępnych tam produktów sezonowych. Kto wie, może poprzez nasze live cookingi na przykład na Hali za jakiś czas doczekamy się budek z ciekawą ofertą kulinarną?

Na co dzień działacie w Slow Food Youth Warszawa, powiedzcie coś więcej o tej inicjatywie.
Slow Food Youth Warszawa działa od 2 lat, w tym roku mieliśmy urodziny. Właśnie dopełniamy formalności, aby stać się stowarzyszeniem.  Skupiamy młodych ludzi wiekowo i tych młodych duchem, aktywnie działających na rzecz lepszego jedzenia.
Zajmujemy się jedzeniem, gotujemy, smakujemy, mówimy o nim. Odkrywamy na nowo polską kuchnię regionalną, rodzime smaki i produkty. Dzielimy się swoją wiedzą i pasją, organizujemy spotkania, warsztaty i szkolenia o tematyce kulinarnej. Wspieramy i integrujemy środowisko ludzi, którzy działają na rzecz lepszego jedzenia: smakoszy, kucharzy, producentów żywności. Tworzymy przyjazną przestrzeń i sieć komunikacji, zawsze otwartą na nowe inicjatywy. Naszą misją jest przywrócenie jedzeniu należnej rangi, a głównym celem jest propagowanie naturalnej, sezonowej, lokalnej i regionalnej żywności w lokalnych społecznościach, grupach znajomych, instytucjach publicznych i prywatnych.
Slow Food Youth Warszawa jest częścią międzynarodowego ruchu Slow Food i działa w ramach Slow Food Youth Network.

Czy i jak można do Was dołączyć?

Oczywiście można do nas dołączyć, zapraszamy, trzeba po prostu przyjść na spotkanie, szczegółów szukajcie na naszym fanpage na Facebooku.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia!

Sezonowa Akcja Zakupowa w obiektywie masz.talerz i Okna na Warszawę:

Stolik przy Oknie – OHO na Tarczyńskiej

Niepozorna kawiarenka przy Tarczyńskiej 11 to doskonałe miejsce, jeśli chcecie przekąsić coś smacznego i spokojnie porozmawiać, poczytać czy popracować. Do tego warto dodać bardzo miłą obsługę, która spełnia najdziwniejsze prośby wybrednych klientów z chorym gardłem – i to chyba wystarczy już, by śmiało móc polecić Wam OHO na … Ochocie oczywiście! My wybraliśmy się tam ostatnio całą naszą ekipą na jedno z naszych cyklicznych spotkań okiennych.

Kawiarnia OHO mieści się w pobliżu Pl. Zawiszy, przy Tarczyńskiej 11.

Wprawdzie karta menu, jak informuje nas bardzo sympatyczny i niezwykle rozmowny barman, wkrótce ulegnie zmianie, ale od razu widzimy, że ceny nie są wygórowane, a wybór napojów i smakołyków spory. Zamawiamy.

To ciasto na nas patrzy.

Sałatka, tarty, tosty – wszystko bardzo smaczne, również sposób podania nie umyka naszej uwadze. Nawet najprostsze danie, takie jak tosty, podane z finezją smakuje jakoś lepiej!

To z pewnością nie jest miejsce dla miłośników tętniących życiem, głośnych, zatłoczonych kawiarni. Tu muzyka cicho przygrywa w tle, czas płynie jakby wolniej, zastanawiamy się, czy dlatego, że jest weekend, czy w tygodniu też można tu uciec od miejskiego zgiełku i wyciszyć się przy dobrej książce i smacznej tarcie. Jedno jest pewne – wrócimy tu z pewnością, by to sprawdzić.

Dla miłośników Warszawy mamy jeszcze inne powody, dla których warto wybrać się w te okolice. Przy Tarczyńskiej 8 znajduje się budynek dawnej fabryki kapeluszy, czapek i filcu (budynek przetrwał wojnę prawdopodobnie dlatego, że stacjonowało tu SS). Z kolei w kamienicy, gdzie mieści się OHO, znajdował się teatr, w którym pracował Miron Białoszewski, dziś przypomina o tym tablica upamiętniająca. No i nie zapominajmy o słynnym już podwórku przy Tarczyńskiej 11. Dobra kawa po takim spacerze będzie jak znalazł!

OHO, Tarczyńska 11, czynne od poniedziałku do piątku w godz. 9 -21.00, w soboty od 11.00 do 20.00, w niedziele nieczynne!

Zdjęcia i tekst: Magda Liwosz

 

Palce lizać w „Palce lizać”

Ten niewielki, acz sympatyczny lokal na Powiślu ma to, co w gastronomii najważniejsze – dobrze tam karmią.

Dobrze, czyli: po pierwsze – jedzenie jest smaczne, własnej roboty, i nie są to odgrzewane, wszechobecne tarty i kisze, ale bardzo dobre zupy i gorące dania, a wszystko robione na miejscu przez właścicielki. Po drugie – porcje są duże. Nie ma szans, żebyśmy wyszli stamtąd głodni.

Samą zupą-kremem można się już nieźle najeść – my zamówiliśmy krem z pora i z brokułów. Znakomite, gęste, świeże i gorące. Do tego naleśniki ze szpinakiem, które podawane są ze sporą sałatką i usmażonymi dwoma jajkami sadzonymi.

Do tego warto wziąć dzbanek zimowej herbaty rozgrzewającej, i po takim obiedzie to już tylko szerokiego łóżka na drzemkę brakuje. No, ale nie można mieć wszystkiego. Polecamy Wam „Palce lizać”, na śniadania, obiady i na kawowe spotkania. Na miejscu można też kupić świeży chleb z piekarni francuskiej.

„Palce lizać”, ul. Rozbrat 16/18, czynne 8-19 w tygodniu, 10-19 w weekendy, można płacić kartą.

Tekst, zdjęcia: Jarek Zuzga

Stolik przy Oknie – Cafe Iluzja

Niecały rok temu kino Iluzjon wznowiło swoją działalność w pięknie odremontowanym budynku przy ul. Narbutta. Kawiarnia o wdzięcznej nazwie Iluzja powstała chwilę później. My dotarliśmy tam dopiero latem tego roku, gdyż po mieście krążyły plotki, że mają tam bezę, którą TRZEBA spróbować. A ponieważ mamy w swoich szeregach prawdziwego miłośnika i znawcę bez, nie mogliśmy tej wiadomości zignorować. Bezy nie zastaliśmy niestety, ale była bardzo dobra lemoniada, przyjemny klimat i boskie brownie. To już wystarczy, by z czystym sumieniem polecić Wam to miejsce.

IMGP1139

Kolorowy ogródek Cafe Iluzja latem tego roku.

Niewątpliwie dużym atutem tej kawiarni jest lokalizacja i okolica. Można zaplanować sobie przyjemny spacer po zakamarkach Starego Mokotowa (wokół sporo smaczków jak np. falujący dom przy Narbutta) i zakończyć go właśnie w Iluzji. Można też wyprawę do kawiarni połączyć z seansem filmowym, albo odwrotnie. Jak kto lubi. Wystrój – musicie nam uwierzyć na słowo, bo zdjęcie mamy tylko z zewnątrz – dość stylowy, raczej klasyczny, dla wybranych szczęśliwców duże wygodne fotele.

Cukiernika można im pozazdrościć! Brownie, które próbowaliśmy kilkakrotnie (bo po pierwszej wizycie wiadome było, że wrócimy) za każdym razem było inne, ale zawsze po prostu… bardzo dobre! W połączeniu z jagodami – pycha! Inne wypieki wyglądały równie zachęcająco (cena 10-13 zł). Kawa poprawna, bez rewelacji (jak dla mnie za mało pianki w cappucino, a właściwie całkowity jej brak) w cenach raczej standardowych, lemoniada smaczna, choć o lemoniadzie powoli zapominamy – teraz nadchodzi już raczej sezon rozgrzewających herbat z imbirem. Niestety. Bo Iluzja w sezonie letnim dużo zyskiwała – cały „ogródek” na zewnątrz tętnił życiem. Idealne miejsce na relaks i odpoczynek w zaciszu Skweru Słonimskiego.

Dużym zaskoczeniem była też dla nas oferta nietypowych piw, cydrów i win. Sami nie sprawdziliśmy (jeszcze!), ale ponoć z dowolnym napojem można wejść na salę kinową. Jest to więc kolejne warszawskie kino, gdzie można przy dobrym filmie skonsumować coś smacznego. I nie musi to być popcorn z coca-colą lub nachosy. Dla zainteresowanych: tablica przed wejściem informuje o ofercie lunchowej (w cenie 20-30 zł).

I jeszcze słówko o obsłudze. Za barem spotkacie miłych, uśmiechniętych, młodych ludzi i choć ostatnio na nasze pytanie o ciasto czekoladowe (bo brownie wyszło) i jego skład nikt za bardzo nie potrafił nam odpowiedzieć – wybaczamy. Kupione trochę w ciemno, smakowało wyśmienicie.

IMGP1138

Wilgotne i gęste – idealne! – brownie posypane świeżymy jagodami z orzeźwiającą lemoniadą robioną na miejscu – to połączenie bardzo przypadło nam do gustu.