Warszawa się wspina

Warszawa się wspina

Tym razem nie chodzi o pięcie się ku górze naszego śródmiejskiego „Manhattanu”, ale o Warszawski Klub Wspinaczkowy, który 29 listopada, w podwarszawskim Janówku, zorganizował IV Manewry Dryboonkrowe – zawody wspinaczkowe. Impreza była dedykowana pamięci warszawskiej himalaistki, Haliny Krüger-Syrokomskiej.

IMG_8248

Drytooling – brzmi jak magia, więc zacznijmy od wyjaśnienia czym jest.
Dry tool – suche narzędzia – to wykorzystanie sprzętu używanego w zimowej wspinaczce górskiej (raki, czekany) do wspinania w formacjach suchych bez lodu, śniegu czy zmrożonego firnu. Początkowo była to forma treningu do wspinaczki zimowej, jednak z czasem przerodziła się w odrębną dziedzinę sportową.
W Polsce dyscyplina ta dopiero raczkuje, ale dzięki takim inicjatywom jak Manewry, jest o niej coraz głośniej. Nie dość, że zabawa przednia to do tego idea szlachetna – każda edycja zawodów poświęcona jest pamięci tragicznie zmarłej w górach osoby związanej z warszawskim środowiskiem wspinaczkowym.

Tegoroczna edycja była poświęcona pamięci Haliny Krüger-Syrokomskiej, prekursorki wspinania w zespołach kobiecych, wybitnej postaci światowego himalaizmu. Przez wiele lat pełniła funkcję wiceprezesa oraz prezesa Koła Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego (obecnie Klub Wysokogórski Warszawa). Warto wiedzieć o jej największych osiągnięciach wspinaczkowych, a są naprawdę imponujące: w 1968 r. zdobyła wraz z Wandą Rutkiewicz wschodni filar Trollryggenu w Norwegi (było to pierwsze przejście kobiece na świecie), a w roku 1975 wraz z Anną Okopińską zdobyła ośmiotysięcznik Gaszerbrum II.

Podczas zawodów, wszystkim startującym i gościom, została przybliżona sylwetka Halina Krüger-Syrokomskiej. Wyświetlono specjalnie przygotowany na tę okazję film.

Historia polskiego, w tym przypadku warszawskiego himalaizmu jest z pewnością powodem do naszej warszawskiej dumy. Mimo, że do gór mamy daleko, radzimy tam sobie znakomicie!

IMG_7669

IMG_7810 IMG_8077IMG_8263 IMG_7883  IMG_7828

IMG_7922

IMG_8340

IMG_7897 IMG_8138

IMG_8396

Tekst i zdjęcia: Karolina Adamczyk

Rozmowy przy Oknie z Robertem Brylewskim

Dziś w Rozmowach przy oknie gościmy Roberta Brylewskiego – muzyka rockowego i reggaeowego, lidera i współzałożyciela zespołów punkrockowych Kryzys, Brygada Kryzys oraz Izrael.

IMG_6869a

Robert Brylewski (fot. Karolina Adamczyk)

Warszawa to miasto..?
Moje 🙂

W Warszawie lubię..?
W Warszawie lubię mieszkać.

W Warszawie nie lubię..?
Czego w Warszawie nie lubię, najbardziej, tak? Braku szacunku dla historii miasta.

Prawdziwy warszawiak to..?
Prawdziwy warszawiak to… nazwisko podać (śmiech)? Jarema Stępowski. Niech będzie.

Moje ulubione miejsce w tym mieście..?
Można podać wiele, ale to ja tak na dzień dobry podam te w którym teraz jesteśmy, czyli pod Pałacem Kultury.

Jeśli nie Warszawa to..?
To może być Trójmiasto, może być Śląsk, może być Kraków, albo wiele innych okolicy w Polsce, które znam i lubię.

Mieszkałeś w rożnych miejscach, ale jednak zawsze wracasz do Warszawy. Co sprawia, że wciąż wracasz do tego miasta?
Jak to się mówi, miasto rodzinne. Konkretnie, stąd jest rodzina mojej matki. Warszawę poznałem też bardzo dobrze już jako bardzo młody harcerz. Jeździłem wtedy tramwajem na pętle i z powrotem, każdą linią. W ten sposób byłem doskonale zorientowany co jest w Warszawie, jeszcze chyba przed ukończeniem 10 roku życia. Poza tym miałem pewność siebie w poruszaniu się po mieście.

Dlaczego swoje dwie solowe płyty nazwałeś „Warsaw Beat”? Czy rytm muzyki z pogranicza techno kojarzy Ci się z rytmem  miasta – Warszawy?
Techno właściwie tutaj można bardziej potraktować jako prowokację, bo jestem daleki od muzyki techno. Wydałem tylko dwie płyty „Warsaw Beat”. Na drugiej właściwie nie ma już śladu po techno. Trzecia i następne na pewno będą zaskoczeniem. Będą tam rożne podejrzenia, ale coraz mniej o techno. Mam gotowych teraz z 6 czy 7, tylko czekam na jakiś porządek prawny z wydawaniem płyt, teraz jest to strasznie kłopotliwe.

Gdyby Warszawa była muzyką to jak by się zmieniała na przestrzeni lat?
Muzyka, hm… to byłoby science fiction. To tak jak miasta, co oglądaliśmy w gwiezdnych wojnach, albo w innych filmach science fiction.

W 2010 roku startowałeś w wyborach samorządowych do Rady m.st. Warszawy reprezentując Komitet Wyborczy Wyborców Gamonie i Krasnoludki. Jaki był tego cel?
Jestem od młodzieńczych lat pod wpływem pomarańczowej alternatywy krasnoludków i ciekawych napisów na murach miast. Jak Major powiedział, że jest taka akcja, że startujemy, to ja się nie wahałem, tym bardziej, że bardzo sympatyczni ludzie są od Majora. Przy okazji pozdrawiam wszystkie krasnoludki i gamonie.

Dziękuje za rozmowę.

 

rozmawiała:
Karolina Adamczyk

Bydło z Kolejowej

Bydło z Kolejowej

Prawdę mówiąc, gdy w szklanym pawilonie przy świeżo wybudowanych blokach „19. Dzielnicy” pojawił się hamburgerowy bar o intrygującej nazwie „Bydło i Powidło”, zastanawiałem się, czy dotrą tutaj w ogóle jacyś klienci. Choć z ulicy Kolejowej do Centrum jest rzut beretem, to jednak spacerowiczów tu niewiele, okolica to raczej krajobraz po upadłym wolskim przemyśle plus trochę hurtowni w pokolejowych obiektach.

Bydło i Powidło

No i okazało się, że obawy miałem niesłusznie, bo ilekroć tam jestem, to klientów w środku (i na zewnątrz) – sporo. I raczej nie są to wyłącznie mieszkańcy nowego osiedla, choć pewnie stanowią tu silną grupę. Na efekt ten złożyło się kilka rzeczy: dobre menu, szybka obsługa, ale też fakt, że placyk wokół pawilonu jest w miarę sensownie wymyślony – mimo, że to teren typowo „deweloperski”, to jest tu trochę fajnej zieleni, sympatyczna fontanna (która w upały jest największą atrakcją dla dzieci), stojaki rowerowe, a przede wszystkim – w przeciwieństwie do większości nowych osiedli – nie postawiono tu żadnego ogrodzenia, więc plac stał się jakby publiczny, miejski. I dobrze.

Bydło i Powidło

Podstawą menu „Bydła i Powidła” to hamburgery i właściwie poza ten punkt nie zdarzyło mi się wyjść (nie licząc kawy oczywiście). Ale są tu też steki, sałatki, sandwiche i inne dania. Na hamburgery od jakiegoś czasu utrzymuje się moda, więc i konkurencja jest spora, a gusta klientów coraz bardziej wymagające. Tutaj śmiało można powiedzieć, że burgery są znakomite. Może nie są tak wielkie, jak np. w Warburgerze na Mokotowie, ale za to jemy na talerzu i nie w trybie „fast”. Do każdej kanapki jest sporo warzywnych dodatków, sosy – w rezultacie porcja robi się spora. Pieczywo jest gorące, chrupkie, świeże. Można domówić sobie korniszony. Osobiście polecam burgera z sosem grzybowym – to zdecydowanie mój faworyt.

Bydło i Powidło

A jeśli chodzi o powidła, bo w końcu są one w nazwie lokalu, to konfitury te używane są do produkcji niektórych sosów. Flagowym daniem jest „Powidlak” – burger z powidłem śliwkowym i orzechami, kosztuje 28 zł.

Bydło i Powidło

Wpadajcie zatem na Kolejową na obiad, a po jedzeniu polecamy spacer celem obejrzenia pobliskiej zabytkowej odlewni żelaza Władysława Ambrożewicza (z 1904 roku) i kawałek dalej – słynnych gazowych silosów przy Prądzyńskiego.

Bydło i Powidło, ul. Kolejowa 47, czynne 12.00-22.00 (w niedzielę 13.00-21.00), można płacić kartą, profil na fb

tekst i zdjęcia: Jarek Zuzga

Co nas wkurzyło a co ucieszyło, o tym rozmawialiśmy w radiu Kampus

Dziś rano gościliśmy na antenie Akademickiego Radia Kampus, w rozmowie z Piotrkiem Topolińskim, Iza Kieszek opowiadała o tym, co w ostatnim czasie wkurzyło nas w Warszawie, a co ucieszyło. Zapraszamy do odsłuchu. A co Was ostatnio zdenerwowało, a co ucieszyło w stolicy? Czekamy na Wasze komentarze.

 

10576796_814092205289453_750292812_o

(fot. Jarek Zuzga)

 

10611993_814092185289455_1269111323_o

(fot. Jarek Zuzga)

1 sierpnia – pamiętamy

Dziś 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie nam osądzać to, co się stało. My możemy jedynie pamiętać. Uczcijmy ten dzień według własnego uznania.