Warszawa szyje!

W najnowszych Rozmowach przy Oknie rozmawiamy z Agnieszką Świetlik i Anną Nowicką o Warszawie i życiu… tzn. szyciu!

1011117_252536811579784_1628386209_n

Znak rozpoznawczy grupy „Warszawa szyje”, wielka uszyta mapa miasta, aut. Anna Sławińska

 

Warszawa to miasto... pełne ciekawych miejsc i ludzi, stylów życia z których można czerpać inspiracje.

W Warszawie lubię… różnorodność.

W Warszawie nie lubię… braku tolerancji.

Prawdziwy warszawiak to…każdy, kto czuje się warszawiakiem. Każdy, kto tu mieszka jest częścią miasta, tworzy je każdego dnia.

Moje ulubione miejsce w tym mieście… okolice Myśliwieckiej i park Rydza-Śmigłego.

Jeśli nie Warszawa, to… gdziekolwiek, byle z maszyną do szycia.

 


 

Skąd pomysł na założenie grupy “Warszawa szyje”?

Wszystko zaczęło się w… Szczecinie. Ania wzięła udział w spotkaniu członkiń grupy „Szczecin szyje”, a jej założycielka Julia Jędruszkiewicz, namówiła ją, aby założyła warszawską odnogę projektu –  w spotkaniu wzięło udział kilka osób z Warszawy, które chciały dołączyć do szczecińskiej grupa, a ponieważ grupa z założenia miała być lokalna, to nie bardzo było w niej miejsce dla osób z innych miast. I tak od słowa do słowa powstała „Warszawa szyje”. Ania napisała do osób ze spotkania w Szczecinie, Julia zrobiła reklamę na swoim blogu i po 24 godzinach grupa liczyła już ponad 100 osób. Po dwóch tygodniach do grona administratorów dołączyła Aga. Półtora roku od daty założenia w grupie jest prawie 4000 osób.

Jaki cel mają Wasze działania?

Tworzymy portal, który zrzesza pasjonatów zajmujących się szyciem hobbystycznie i zarobkowo. Pokazujemy ciekawe inspiracje, dzielimy się informacjami o unikatowych materiałach, promocjach w sklepach, propagujemy rękodzieło. Nasza prężnie działająca grupa wciąż się rozrasta, wychodząc setki kilometrów poza granice Warszawy, jej członkowie rozsiani są po całym świecie, czerpiąc garściami inspiracje, a jednocześnie garściami te inspiracje „wrzucając”. Pracujemy nad tym, żeby w naszej grupie (oraz na jej stronach internetowych) spotykały się osoby szyjące, uczące się szycia oraz firmy, które dostarczają tkanin i akcesoriów oraz zapewniają kursy i szkolenia.

Dlaczego Waszym zdaniem coraz więcej osób próbuje własnych sił w szyciu i projektowaniu ubrań?

W świecie pełnym powtarzalnych wzorów i produkowanych na skalę masową ubrań, coraz więcej z nas chce mieć w swojej szafie coś unikatowego. Takie rzeczy cieszą jeszcze bardziej, jeśli są wykonane własnoręcznie. Większość z nas zaczynała od prostych poprawek, ale apetyt rośnie w miarę… szycia. Im więcej potrafimy, tym więcej chcemy szyć, tym bardziej puszczamy wodze fantazji, szukamy niepowtarzalnych wzorów, tkanin. Dzięki temu, że jest nas tak dużo, motywujemy się wzajemnie, pogłębiając przy okazji swoją wiedzę, a moda na szycie zatacza coraz szersze kręgi.

Opowiedzcie, jak na co dzień wygląda Wasze zaangażowanie w projekt?

Praca nad grupą, fanpagem, stroną internetową to praca, którą wykonujemy cały czas, 7 dni w tygodniu. Administrowanie tak licznej, nieustannie powiększającej się grupy to tylko część naszych obowiązków. Rozwijamy też nasz fanpage, dbając o to, by dostarczał naszym fanom rzetelnych informacji ze świata nici i igieł. Organizujemy spotkania, kursy szycia i konstrukcji, bierzemy udział w akcjach charytatywnych (np. wspieramy akcję “Uszyj jasia”), organizujemy “wspólne szycia” i konkursy, a wszystkie nasze dokonania zapisujemy i gromadzimy na stronie internetowej.

Rozmawiała: Magda Liwosz

Do Wilanowa czy na Wilanów, czyli warszawskie dylematy językowe

Do Wilanowa czy na Wilanów, czyli warszawskie dylematy językowe

Spotkamy się na placu Wilsona czy Łylsona? Mieszkamy na Wilanowie czy w Wilanowie? No i wreszcie… ile jest tych Pól Mokotowskich!? Przyglądamy się dziś warszawskim dylematom językowym.

Przyznam szczerze, że kiedy przeprowadziłam się do Warszawy ponad 5 lat temu sama często miałam pewne językowe wątpliwości. I niestety zasada „jest tak, jak mówi większość” tutaj się nie sprawdziła, bo na mieście mówi się różnie i da się słyszeć przeróżne wersje. Kto wprowadza ten zamęt? Wystarczy spojrzeć na komentarze pod artykułami dotyczącymi podobnych kwestii: jak zawsze wszystkiemu winni są przyjezdni, którzy „nie szanują tradycji”, również tych językowych! A może nie o poszanowanie tradycji tutaj chodzi tylko to, że język jako twór żywy zmienia się tak, jak zmienia się samo miasto?

 Na Wilanowie czy w Wilanowie?

Zasady z pozoru są proste: w języku polskim „w” i „do” używa się najczęściej z nazwami miejscowości, zaś „na” z nazwami dzielnic. W praktyce niestety nie jest już tak prosto. Profesor Mirosław Bańko, autorytet w dziedzinie poprawności językowej z poradni PWN, tak wyjaśnia tę kwestię w kontekście Warszawy: „Prawdą jest, że nazwy dawnych podmiejskich miejscowości, łączące się z przyimkiem w, zaczynają wchodzić w związek z przyimkiem na, gdy miejscowości te przekształcą się w dzielnice miast.[…] Zgodnie z tą tendencję za jakiś czas pewnie będziemy pisać tylko „Mam dom na Wilanowie”. Na razie jednak dominuje konstrukcja z przyimkiem w, utrwalana w książkach i materiałach dla turystów, gdzie pisze się o pałacu w Wilanowie”*. I rzeczywiście wystarczy zajrzeć na oficjalną stronę Pałacu, gdzie czytamy: Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie. Wygląda na to, że zdecydowanie łatwiej i szybciej przeprowadzić zmiany administracyjne niż zmienić nawyki i tradycje językowe. Na to potrzeba czasu. Wilanów nie jest jednak jedyną dzielnicą, która należy do odstępstw od ustalonych reguł. Mówi się przecież „w Rembertowie”, „w Wawrze”, „w Ursusie”, „we Włochach” i „w Wesołej”. Co ciekawe, podobnie jest ze Śródmieściem – spotykamy się przecież „w Śródmieściu”, rzadziej „na Śródmieściu”:) Często mały przyimek, a tak wiele zmienia, co najlepiej widać na przykładzie Pragi – jadę na Pragę (warszawską) czy jadę do Pragi (czeskiej)?

IMGP0965

Włochowianie nie Włosi

Jedną z ciekawszych nazw warszawskich dzielnic jest zdecydowanie nazwa Włochy, która na pierwszy rzut oka kojarzy się jednoznacznie. Nic bardziej mylnego: mieszkamy „we Włochach”, a nie Włoszech – choć może niektórzy włochowianie chętnie poszliby na taką zamianę, szczególnie na sezon zimowy;) Nazwy mieszkańców niektórych warszawskich dzielnic to zresztą też często nie taka oczywista sprawa, bo jak nazwać np. mieszkańców Wawra czy Miłosnej? Wątpliwości te rozwiewa Dorota Kostrzewa, doktorantka Instytutu Języka Polskiego na UW: „Nazwy mieszkańców np. Wawra, Miłosnej czy Wilanowa można utworzyć analogicznie do nazw włochowianin, mokotowianin i żoliborzanin. Do podstawy słowotwórczej wystarczy dodać – z uwzględnieniem alternacji – sufiks -anin/-anka, czyli: mieszkaniec/mieszkanka Wawra to wawrzanin/wawrzanka, Miłosnej – miłoszanin/miłoszanka, a Wilanowa (tak jak w przypadku Mokotowa) – wilanowianin/wilanowianka”.

Pole jest tylko jedno

Choć może dla większości to oczywista oczywistość, wyraźnie podkreślamy: Pole Mokotowskie jest tylko jedno! Przedzielone wprawdzie aleją Niepodległości – co może być powodem całego zamieszania – ale mimo to niezmiennie jedno. A nie raz słyszymy, że ktoś się spotyka „na polach mokotowskich”. W razie wątpliwości zawsze warto odnieść się do nazwy stacji metra, która nie pozostawia żadnych złudzeń. Podobnie jak pól mokotowskich nie ma w Warszawie również… ulicy WołoWskiej, choć niektórzy usilnie próbują to zmienić 😉

Łilson i Łoszington?

W opinii Rady Języka Polskiego z 2004 r. czytamy: „nazwa plac Wilsona jest tradycyjnie wymawiana z głoską [w’] (miękkie w) na początku od chwili nazwania tak tego obiektu topograficznego na warszawskim Żoliborzu w okresie międzywojennym. Wynika to z faktu, że nazwisko prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Thomasa Woodrowa Wilsona zostało przyswojone do polszczyzny w wymowie spolszczonej”. Jednak dziś – ponad 10 lat później – znacznie częściej można usłyszeć angielską wymowę nazwy żoliborskiego placu szczególnie wśród przedstawicieli młodszego pokolenia. Czy więc dziś możemy stanowczo powiedzieć, że tylko jedna forma jest poprawna? Dorota Kostrzewa tłumaczy: „Co do wymowy nazwy placu Wilsona dziś językoznawcy uznają oba funkcjonujące w uzusie sposoby – zarówno [plac wilsona], jak i [plac łilsona] są poprawne. Mówi się nawet – nieoficjalnie – że po tym rozróżnieniu można rozpoznać rdzennych warszawiaków od osób mieszkających w stolicy od niedawna. Ci pierwsi zgodnie z tradycją mówią [wilsona], pozostali, tak jak nakazuje wzorcowa wymowa, „łilsona”. Te dwie równoprawne wymowy dotyczą tylko tego jednego nazwiska. Każdy inny Wilson powinien być wymawiany [łilson]”. Nazwa ronda Waszyngtona – a nie Łoszingtona – z kolei nie pozostawia żadnych wątpliwości: spolszczona wersja (również w pisowni) jest już tak głęboko zakorzeniona, że nikomu nawet nie przychodzi do głowy mówić inaczej.

Wielka czy mała?

Ci bardziej dociekliwi zastanawiają się też, jak to jest z pisownią niektórych warszawskich ulic. Czemu piszemy aleja Waszyngtona małą, a Aleje Jerozolimskie wielką literą? Dorota Kostrzewa wyjaśnia: „O tym, dlaczego „aleja” w nazwie aleja Waszyngtona pisana jest małą literą, a „aleje” w Alejach Jerozolimskich, decyduje to, czy słowo „aleja” wchodzi do nazwy czy nie. „Aleja” w liczbie pojedynczej funkcjonuje jak wyraz pospolity, tak jak „ulica” czy „plac”. W przypadku „Alej Jerozolimskich” jest inaczej – oba słowa tworzą całą nazwę.”

Czy Moko jest spoko?

Nowym trendem jest też skracanie nazw dzielnic, co da się zauważyć szczególnie wśród przedstawicieli młodszego pokolenia, którzy bywają lub mieszkają „na Moko” czy „na Żoli”. Osobiście – choć też mieszkam na Moko – tej wersji używam jedynie z lekko prześmiewczą intonacją 😉

Miasto żyje, więc żyje i język miasta. A że Warszawa dynamicznym miastem jest, nie dziwi fakt, że dynamizm ten widać również w języku i nie zawsze wszystko tak łatwo wpisuje się w ustalone reguły.

* źródło: Poradnia Językowa PWN

Tekst i zdjęcie: Magda Liwosz

Jak zadać szyku na ślizgawce?

Ślizagcie się czasem? Na lodowisku pod PKIN-em, na Rynku Starego Miasta, w Wilanowie?

Mój tata opowiadał mi, jak to bywało za jego młodych lat, kiedy zaraz po szkole rzucał tornister w kąt i z kolegami chodził na ślizgawkę na Agrykolę lub przy stadionie Legii. Wtedy marzeniem każdego chłopaka były hokejówki, ale większość musiała zadowolić się łyżwami, które dokręcało się do normalnych butów. Nie był to wynalazek ani specjalnie ładny, ani praktyczny. Tata opowiadał, że co kilka szusów musiał je dokręcać, w końcu u szewca wywiercił w obcasach dziury, żeby ustrojstwo lepiej się trzymało, nie pomogło to jednak za bardzo. Wreszcie kiedy był nastolatkiem (jak to on mawia – kawalerem), dostał upragnione hokejówki i mógł zadawać szyku na lodowisku. Strój łyżwiarza obowiązkowo uzupełniała marynarka, szalik i czapka, tzw. oprychówka. Ślizgawka była oświetlona sznurami żarówek a do jazdy przygrywała z głośników muzyka. Ponieważ tata był fest chłopakiem, więc z kolegami musieli dawać popisy na lodzie. Jeździli „wężem”, co wymagało nie lada umiejętności, zwłaszcza od ostatniego łyżwiarza, który nabierał największej prędkości i oczywiście „krzyżykowali”, czym można było zaimponować dziewczynom. Oprócz lodowisk, atrakcją Agrykoli była miniskocznia oraz tor saneczkowy, które znajdowały się w miejscu, gdzie obecnie przebiega Trasa Łazienkowska i znajduje się Zamek Ujazdowski. Zresztą tereny te związane były ze sportem już od początków XX wieku. Już wtedy na Agrykoli rozgrywano zawody sportowe. Były tam ślizgawka i tor saneczkowy zimą, korty tenisowe, które również działały po II wojnie światowej.

PIC_51-451-12

Lodowisko na Agrykoli (źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe).

PIC_51-451-9

Skocznia na Agrykoli (źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe).

Iza Kieszek

Konkurs – wygraj album WAWA BLABLA z autografem autorki!

Konkurs – wygraj album WAWA BLABLA z autografem autorki!

Zapraszamy do udziału w konkursie fotograficznym, w który do zdobycia nie lada gratka – album ze zdjęciami warszawskiej sztuki ulicy autorstwa Gilly Boelman. I to z autografem autorki!

Co trzeba zrobić, żeby wygrać? Przysłać nam zrobione przez siebie zdjęcie swojego ulubionego stołecznego street-artu i uzasadnić swój wybór! Spośród nadesłanych propozycji razem z Gilly wybierzemy 2 osoby, do których trafią te piękne książki.

Termin nadsyłania prac: 12.12.2014 do 31.12.2014, a wszelkie szczegóły w regulaminie poniżej.
Zapraszamy do udziału!

zdjęcie 1

Ten album czeka na Was!

Regulamin konkursu „WAWA BLABLA”:

  1. Organizatorem konkursu jest Okno na Warszawę
  2. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest nadesłanie zdjęcia na temat „Mój ulubiony warszawski stret-art” wraz z uzasadnieniem wyboru
  3. Każda osoba może przysłać maksimum 1 zdjęcie
  4. W zgłoszeniu należy podać: imię i nazwisko, numer kontaktowy autora
  5. Zgłoszenia przesyłajcie na adres: oknonawarszawe@gmail.com, w temacie wpiszcie „WAWA BLABLA”
  6. Spośród nadesłanych zdjęć organizatorzy wybiorą 2, których autorzy zostaną nagrodzeni
  7. Nagrodami w konkursie są albumy „WAWA BLABLA” z autografem autorki
  8. Wygranej nie można zamienić na pieniądze bądź inny ekwiwalent
  9. Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi po 6.01.2015, a jego wyniki zostaną opublikowane na stronie internetowej oknonawarszawe.pl
  10. Zgłoszenia konkursowe przyjmowane są od  11.12.2014 do 31.12.2014
  11. Nie przechowujemy Waszych danych osobowych, są potrzebne tylko na potrzeby tego konkursu
  12. Organizator zastrzega sobie prawo do zaprezentowania nadesłanych zdjęć na swoich stronach internetowych oraz profilach na Facebooku, jak również podania nazwisk osób biorących udział w konkursie
  13. Wysłanie zgłoszenia na konkurs jest jednoznaczne z akceptacją tego regulaminu
  14. Nagrody będzie można odebrać osobiście w Warszawie.

 

zdjęcie 2

Zaufaj swojej wyobraźni – i weź udział w naszym konkursie!

Czy Warsza będzie Wasza? – rozmowa z Adamem Domańskim

Czy Warsza będzie Wasza? – rozmowa z Adamem Domańskim

WARSZAWASZA to projekt, za którym stoi Adam Domański. Jego celem jest stworzenie serii produktów związanych z Warszawą przy współudziale rzemieślników z różnych branż oraz zbudowanie wokół tego przedsięwzięcia społeczności, która będzie aktywnie, oddolnie i niezależnie promować Warszawę, wspierać rzemiosło oraz rozwój edukacji nowych adeptów sztuki rzemieślniczej, a także realizować ciekawe i pożądane inicjatywy ogólnomiejskie i lokalne.  Adam opowiedział nam więcej o swoich pomysłach. A jeśli spodobał się Wam jego projekt to możecie go wesprzeć, szczegóły znajdziecie tu.

Czym jest WARSZAWASZA?
WARSZAWASZA to synonim wspólnego miejsca, miasta nas wszystkich, którego losy i kierunek rozwoju zależą od nas.

Na stronie projektu piszesz „Każdy ma swoje doświadczenia i wiedzę, ale bez doświadczeń i wiedzy innych, trudno jest coś zbudować”. Co chcesz budować?
Tak, to moje życiowe motto. Budowanie leży w mojej naturze. Bardziej lubię łączyć niż dzielić, budować niż burzyć. Także moje nazwisko i rodzinne związki z rzemiosłem głęboko do tego mnie zobowiązują. 🙂 Ale odpowiadając na pytanie… Moim celem jest budowa społeczności ludzi aktywnych miejsko oraz budowa świadomości mieszkańców i tego, że to Oni są najlepszą wizytówką naszego miasta, i to od ich kreatywności i zaangażowania zależy jak postrzegani jesteśmy tak lokalnie, jak i na zewnątrz.

Siatka na zakupy, spodnie inspirowane krojami z lat 60. i 70., czy Twoje projekty bazują na sentymencie do PRL-u?
Przed czasami PRL-u i sentymentem do tamtego okresu nie uda nam się uciec. On od jakiegoś czasu powraca w wielu inspiracjach czy nowych formach. To nasza historia która, w jakimś sensie, nas wyróżnia od innych społeczności. Nie powinniśmy od niej uciekać czy o niej zapominać. Mnie tamte czasy kojarzą się wyjątkowo, bo związane były z realnymi kontaktami z ludźmi. Dzisiaj żyjemy w innej sieci, wirtualnej, globalnej i zapominamy często o rzeczywistych kontaktach czy interakcjach. Właśnie siatka jest dla mnie takim realnym symbolem. Moja determinacja przywrócenia jej do życia jest związana z chęcią przypomnienia tej części naszej historii, o której bardzo często zapominamy, coraz częściej, spędzając czas w wirtualnym świecie.
IMG_4571 copy1

(fot. WARSZAWASZA)

Spodnie_z_materiałem

(fot. WARSZAWASZA)

Created with Nokia Smart Cam

(fot. WARSZAWASZA)

Kto projektuje Twoje rzeczy?
Jestem samoukiem w tym co robię. Zwykle kieruję się własną intuicją, bo nie mam wykształcenia kierunkowego związanego z projektowaniem. Pomysły na produkty rodzą się w mojej głowie, a potem docieram do ludzi, którzy mi mogą pomóc w ich opracowaniu, tak od strony projektowej, jak i realizacji, czyli finalnego produktu. To jest to budowanie, o którym mówiłem wcześniej, tak w warstwie fizycznej, czyli konstrukcyjnej i realizatorskiej, jak i w warstwie rzeczywistych kontaktów międzyludzkich, polegających na dążeniu do wykorzystania najlepszej wiedzy wszystkich stron biorących udział w danym projekcie.

IMG_0211-1

(fot. Anna Bryja)

IMG_0232-1

(fot. Anna Bryja)

IMG_0295-1

(fot. Anna Bryja)

Dlaczego ważny jest dla Ciebie aspekt lokalny, warszawski?
Mimo, że jestem przyklejanym warszawiakiem, bo od kilkunastu lat mieszkam i pracuję w Warszawie, czuję się bardzo z nią związany. Tutaj znalazłem swój dom. Tutaj też mam szerokie grono przyjaciół, bliższych i dalszych znajomych czy sąsiadów z mojego muranowskiego bloku i osiedla. To właśnie to naturalne środowisko, w jakim jestem na co dzień, ma największy wpływ na moje priorytety, spośród których, aspekt lokalny, warszawski oraz obywatelski ma bardzo duże znaczenie i w którym wyjątkowo dobrze się czuję.

_MG_9928 copy

(fot. WARSZAWASZA)

Jaki masz kolejny produkt w planach?
Obok spodni męskich i butów będących już w zaawansowanej fazie projektowej przede mną jest projekt modelu spodni damskich SAWA, pasek z klamrą, bielizna oraz perfumy WARSZAWASZA.

Spodnie damskie i perfumy, ambitny plan. Jaki masz na to pomysł?
Jeszcze do końca nie wiem, ale przyjmuję takie wyzwanie 🙂 Mam nadzieję, że mogę liczyć na osoby, inicjatywy wspierające projekt w doradzeniu mi czym powinny się charakteryzować czy jakie powinny posiadać cechy takie produkty? Takie pytanie pozwolę sobie też zadać w najbliższym czasie na powstającej stronie projektu WARSZAWASZA, czyli www.warszawsza.pl

Kwestionariusz „Rozmowy przy Oknie”

Warszawa to… miasto moje a w nim…

W Warszawie lubię… tych, którzy się uśmiechają…

W Warszawie nie lubię… bierności niektórych jej mieszkańców.

Prawdziwy warszawiak to… ktoś, kto identyfikuje się z miastem.

Moje ulubione miejsce w tym mieście… to Muranów i okolice.

Jeśli nie Warszawa, to… gdzieś, skąd do niej najbliżej…

Rozmawiała: Iza Kieszek
Nasz patronat – album WAWA BLABLA

Nasz patronat – album WAWA BLABLA

Mamy przyjemność patronować świetnej książce – albumowi „Wawa Bla Bla” o warszawskiej sztuce ulicy z fotografiami Gilly Boelman. Publikacja jest świeżutka, niemal prosto z drukarni, swoją premierę miała w Mikołajki i idealnie nadaje się na prezent świąteczny! Autorka pochodzi z Anglii, ale od kilku lat mieszka w Warszawie i dokumentuje to, co dzieje się na warszawskich murach, ścianach, słupach i w zaułkach. Gilly była naszym gościem na majowym Oknie na Warszawę 4 – Miastopodgląd i przy tej okazji mogliście także zobaczyć i kupić jej prace.  Jeśli chcecie bliżej poznać autorkę – polecamy naszą  rozmowę z Gilly. A już wkrótce na naszym blogu okazja do wygrania albumu!

WAWABLABLA

Album można kupić u wydawcy, czyli Ogarnij Miasto (zamówienia przyjmuje Magda Kalisz: magkalisz@gmail.com) oraz  w  kawiarni MiTo.